Uroczystości beatyfikacyjne Celiny Borzęckiej
Na „tę” chwilę czekałyśmy długo – można powiedzieć – „od wieków”. I oto – dzięki „zainteresowaniu się” naszej czcigodnej założycielki swoim chorym wnukiem (w piątym pokoleniu) mamy ten dzień, który dał nam Pan…
Do Rzymu jedzie „kto żyw”, tzn. kto tylko chce i jaką chce trasą. Wybrałam pielgrzymkę samolotem, której punktem kulminacyjnym są oczywiście uroczystości beatyfikacyjne. Dnia 26 października 2007 r. wyruszamy więc w świat. Już na lotnisku spotykamy się z kilkoma grupami, udającymi się do Wiecznego Miasta w tymże celu. W samolocie „czeka” na nas kard. Franciszek Macharski, też udający się na beatyfikację. Zapełniamy wnętrze samolotu habitami, ale przede wszystkim radosnym gwarem i pewnym niecierpliwym oczekiwaniem „tej” chwili. Start! Lekkie, pełne wdzięku oderwanie się od ziemi ciężkiego stalowego ptaka, jakby to była zwinna jaskółka czy biała mewa. Cudownie jest wznosić się w przestworzach, mając za okienkiem śmigło samolotu, a poniżej – nieskończone, zda się, połacie Ziemi: lasy, pola, uporządkowane ręką ludzką szeregi domostw, a potem to już tylko przestworza chmur i niebieskość bez granic. Czuję się – jak powiedział św. Jan Paweł II – bardzo „blisko Szefa”.
Świat widziany z góry jest fascynujący. Lot samolotem to chyba jedna z najciekawszych chwil w życiu.
Po dwu i pół godzinach tej fascynacji leciutko „siadamy” na pasie lotniska w Ciampino i wychodzimy z naszego powietrznego wehikułu.
Pogoda jest piękna – włoskie słońce wita nas przyjaźnie, co czyni także za chwilę kierowca naszego autokaru – Polak o urodzie Włocha. Jedziemy do centrum Rzymu bulwarem nad Tybrem – migają za szybą „odarte z kory” platany zrzucające liście, Pałac Sprawiedliwości, Zamek Anioła, mosty z posągami potężnych aniołów.
Najpierw idziemy do Casa Madre – do Domu Matki, naszego rzymskiego klasztoru, który jest i siedzibą naszej matki generalnej, i „centrum zarządzania” zmartwychwstanek, a także – uświadamiam sobie – domem matki Celiny, która przecież sama założyła tę placówkę w Wiecznym Mieście w 1902 r. Witają nas szczęśliwe i zmęczone zmartwychwstanki „rzymskie”, częstują obiadem i rzymskimi frykasami, cieszą się razem z nami „światowym zlotem” zmartwychwstanek. Dzieje się to 26 października, w dzień przygotowań do beatyfikacji.
I oto tegoż dnia o godz. 16 rozpoczynają się uroczystości. W rzymskim kościele San Gioacchino in Prati (św. Joachima na Prati) odbywa się przygotowanie modlitewne. Tu przychodziła matka Celina razem z siostrami, czynnie włączając się w życie parafii. Tu i dzisiejsze zmartwychwstanki, mieszkające przecież tak blisko (przy via Marcantonio Colonna), przychodzą na cotygodniową adorację, by w tej nieco ciemnej świątyni uwielbiać w ciszy Umęczonego i Zmartwychwstałego.
Nasze obecne modlitewne przygotowanie rozpoczyna się montażem słowno-muzycznym o słudze Bożej matce Celinie. Jest to niejako „przegląd życia” tej pierwszej zmartwychwstanki, zasłuchanej w wolę Bożą, zawierzającej wciąż na nowo Bogu siebie, swoje życie, swoje dzieło. Punktem kulminacyjnym jest Eucharystia, której przewodniczy bp Robert J. Kurtz CR z Hamiltonu na Bermudach.
Ołtarz – duży, stojący na skrzyżowaniu transeptu i apsydy, otacza wieniec naszych współbraci zmartwychwstańców, po kapłańsku wyrażających swą radość i solidarność z nami w tej wielkiej chwili.
Podczas homilii (w języku angielskim, której tłumaczenie na polski otrzymujemy przed Mszą) bp Kurtz zachęca wszystkich uczestników do radości, bo oto jest dzień, który dał nam Pan. Mówi, iż celebracja beatyfikacji założycielki zgromadzenia poświęconego w szczególny sposób zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa skłania do zamyślenia nad spotkaniem z Panem Marii Magdaleny, a także nas, uczestniczących w tych świętych obrzędach, którym też Zmartwychwstały powierza misję głoszenia Jego chwały. Nas również pyta Chrystus: „Kogo szukasz?”. Czy szukamy tylko Jego i czy słuchamy Jego słów? „W życiu matki Celiny widzimy jeszcze raz, jak słuchanie słowa Bożego i uczestnictwo w sakramentach Kościoła prowadzą do świętości. I widzimy także, że Konstytucje sióstr zmartwychwstanek są naprawdę drogowskazem do świętości życia”, a duchowość sióstr wyrasta przecież z tego samego pnia co zmartwychwstańców – więc beatyfikacja Celiny stanowi potwierdzenie tej właśnie drogi do świętości.
Po homilii bp. Kurtza ks. Adam Dźwigoń CR, asystent generalny, skierował do wszystkich uczestników krótkie przemówienie w języku polskim. Mówił o radykalizmie kroczących za Chrystusem, o konieczności wiary w życiu tych, którzy dobrowolnie wybierają krzyż. To właśnie Celina, naśladując uniżenie Maryi, stała się wzorem wypełniania różnych życiowych ról z miłością i wytrwałością. Na tej drodze „dzisiaj i my obieramy ją na naszą wspólną orędowniczkę”. Uroczysta Eucharystia, w jasno oświetlonym kościele, w którym większość wiernych to – zmartwychwstanki, robi szczególne wrażenie. Jakże cieszy ta jedność modlitwy i świętowania, to „poszerzenie kręgu” zmartwychwstańskiego także o osoby świeckie zaprzyjaźnione z nami, a jeszcze bardziej z naszą matką Celiną.
Nadchodzi dzień najważniejszy – beatyfikacji (27 X). Odbywa się ona w bazylice św. Jana na Lateranie, będącej katedrą papieża i ośrodkiem chrześcijańskiego życia miasta Rzymu. Już kilka godzin wcześniej w pięknej świątyni zebrały się tłumy zmartwychwstanek – z całego świata: z Polski, USA, Kanady, Rzymu, Australii, Anglii. Przeżywając wielką radość, zapoznajemy się ze zmartwychwstankami z innych kontynentów – to „światowe” spotkanie naznaczone jest szczęściem z istnienia naszej niemałej rodziny zakonnej, powstałej przecież dzięki matce Celinie. Siostrom towarzyszą duże grupy osób świeckich, dla których Celina Borzęcka jest też w jakiś sposób bliska. Jest nawet delegacja z Białorusi – terenów, na których narodziła się i żyła przez długi czas nowa Błogosławiona.
Czekając na rozpoczęcie liturgii – można się pomodlić, zmówić różaniec, można pomedytować nad świętością matki Celiny, można się skupić. Można… Można? Zachodzą wielkie i nieprzezwyciężalne trudności w tym względzie: radosny, podekscytowany, „włoski” gwar, przywitania niewidzianych od lat współsióstr, tłumione (?) okrzyki radości na widok znanych twarzy, wymiana pewnych niecierpiących zwłoki uwag (cichych jak szepty teatralne), rozglądanie się za tymi, dla których „trzyma się” miejsca… Ale kto powiedział, że Pan Bóg lubi tylko modlitewną, nieskazitelną ciszę – a może uśmiecha się teraz do naszego ludzkiego rozgardiaszu, przyjmując „za dobrą monetę” na swoją chwałę nasze (nie)cierpliwe oczekiwanie na doświadczenie Jego łaski. Na pewno się uśmiecha!
O godz. 16 wychodzi długa procesja rozpoczynająca Eucharystię. Na czele młody kleryk zmartwychwstaniec niesie krzyż, inny – trybularz z kadzidłem. Mijają nas znajomi księża – uśmiechnięci, pozdrawiają znane sobie siostry. Wiele uśmiechów rozjaśnia wnętrze dostojnej bazyliki papieskiej; ożywa ono obecnością rozradowanych serc.
Eucharystii przewodniczy kardynał José Saraiva Martins, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, jako przedstawiciel Ojca Świętego Benedykta XVI. Wśród dostojników Kościoła różnych narodowości obecni są: kard. Camillo Ruini – wikariusz generalny Papieża na diecezję rzymską, kard. Franciszek Macharski, kard. Stanisław Dziwisz, bp Tadeusz Rakoczy – ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej (na terenie której leżą Kęty z domem nowicjatu założonym w 1892 r. przez m. Celinę). Obecne są również władze miasta Kęt na czele z burmistrzem Romanem Olejarzem. Rozpoczyna się uroczysta celebra. Kard. Ruini przedstawia prośbę o beatyfikację Czcigodnej Sługi Bożej Celiny Borzęckiej.
Wierni wsłuchują się w życiorys naszej założycielki, który w języku polskim prezentuje kard. Dziwisz. Następnie kard. Saraiva Martins odczytuje list apostolski, w którym Ojciec Święty wpisuje do grona Błogosławionych naszą matkę: „My […] naszą władzą apostolską zezwalamy, aby Czcigodna Sługa Boża, Celina Chludzińska-Borzęcka, zakonnica i założycielka, która przeżyła swoje życie w cieniu Tajemnicy Paschalnej i zjednoczona z krzyżem i śmiercią Chrystusa stała się uczestniczką Jego zmartwychwstania i chwały, od tej chwili odbierała cześć jako Błogosławiona i aby każdego roku można było obchodzić jej święto w odpowiednich miejscach i według norm ustanowionych przez Prawo, w dzień jej narodzin dla nieba, 26 października. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Papież Benedykt XVI”.
Następuje odsłonięcie obrazu nowej Błogosławionej. Matka Celina (nieco odmłodzona na obrazie beatyfikacyjnym, a pewnie i w niebie, bo obiecują tam wieczną młodość), patrzy wprost przed siebie, na nas, zgromadzonych przed nią w „jej” dniu, by pogratulować jej chwały „oficjalnie zatwierdzonej” i przebywania u boku Zmartwychwstałego. Czynności odsłaniania portretu matki towarzyszy piękny kantyk uwielbienia: Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki… Refren – to Alleluja, powtarzane kilkakroć, tak bardzo „nasze”, radosne, tryumfalne. Po chwili matka generalna Dolores Stępień CR przynosi do ołtarza relikwie nowej Błogosławionej. I oto już – Celina Borzęcka jest „własnością” nie tylko nas, jej duchowych córek, ale Ludu Bożego, szczególnie wszystkich tych, którzy zechcą wzywać jej pomocy. Kard. Ruini w imieniu „Kościoła Bożego, który jest w Rzymie”, dziękuje Ojcu Świętemu za wpisanie dzisiaj Celiny „do grona Błogosławionych”. Chwała na wysokości Bogu – wybucha wielką siłą i radością, niejako „pieczętując” ten ciąg dziękczynień i słów chwały.
W liturgii słowa czytania prezentowane są w różnych językach: polskim, angielskim, włoskim – znów odczuwa się uniwersalizm Kościoła, radość zbawienia obejmującą wszystkie ludy i narody. W homilii kard. Saraiva Martins przedstawia nieustanne zjednoczenie z Bogiem w modlitwie nowej Błogosławionej, jej pokorne przyjmowanie wszystkiego z ręki Bożej i trudną drogę życia. Mówi: „Poprzez beatyfikację matki Celiny Borzęckiej stajemy się dzisiaj jeszcze bardziej uczestnikami historii życia kobiety, która potraktowała tak poważnie nauczanie Jezusa, że chciała Go naśladować jak najdoskonalej, przeżywając cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym i stając się w ten sposób godną tego, by jej imię zostało wpisane do grona Błogosławionych”. Szczególny to moment, gdy o „naszej” matce założycielce, tak nam zawsze bliskiej, dotąd tak „swojskiej”, może nieco „zawłaszczonej” przez nas, mówi dostojnik Kościoła, głosem spokojnym, niejako „beznamiętnie” ukazując jej świętość potwierdzoną przez instytucje kościelne.
A potem śpiewamy razem z chórem po łacinie Credo – potwierdzenie naszej wiary i tych wszystkich wielkich spraw, które dzieją się oto na naszych oczach. Następuje rozbudowana modlitwa wiernych: w różnych językach świata siostry i osoby świeckie proszą Boga, aby „każdy z nas na wzór Błogosławionej, idąc drogą własnego powołania”, wzrastał w świętości i dawał „świadectwo Ewangelii przez pokorę i bezinteresowną służbę” (to z wezwania wyrażonego w języku polskim). Wśród uczestników procesji z darami ofiarnymi niesionymi do ołtarza znajduje się również uzdrowiony przez wstawiennictwo swojej prapraprababki Andrzej Mecherzyński-Wiktor razem z rodzicami. Jest też para Białorusinów w strojach regionalnych, ofiarująca wschodnią ikonę. Msza toczy się dalej – Pan Zmartwychwstały przychodzi i jednoczy „ludzi wszystkich pokoleń, języków, ludów i narodów” w jedno Mistyczne Ciało. Uroczystość beatyfikacyjna kończy się błogosławieństwem, którego udziela kard. José Saraiva Martins. Długa procesja wyrusza od ołtarza; kardynałowie Macharski i Dziwisz szczególnie serdecznie uśmiechają się do zmartwychwstanek.
Przedłużeniem radości przy eucharystycznym stole jest spotkanie przy kolacji zorganizowanej tuż przy laterańskiej bazylice. Są siostry i kapłani, których znamy, i ci, których widzimy po raz pierwszy, ale jest coś przedziwnego w tym spotkaniu. Chociaż nie znamy się z imienia i mówimy w różnych językach, to jednak należymy do jednej rodziny, której na imię Zmartwychwstanie. Niekiedy porozumiewamy się za pomocą gestów. Jeden gest z pewnością jest uniwersalny – to uśmiech. Matka generalna Dolores wraz ze swoją radą podejmuje dostojników Kościoła.
I jeszcze jeden szczęśliwy dzień (28 X) jest nam dane przeżyć w Rzymie: południowe spotkanie z Ojcem Świętym na „Anioł Pański” i dziękczynienie za beatyfikację w papieskiej bazylice Santa Maria Maggiore. Benedykt XVI podkreślił „heroiczne świadectwo” bezkompromisowego „życia Ewangelią” naszej Założycielki, a potem pozdrowił uczestników wczorajszej beatyfikacji tej „żony, matki rodziny, wdowy i zakonnicy”. Poczułyśmy się „dowartościowane” w pełni.
A w Santa Maria Maggiore uroczystą Eucharystię celebruje znów wielu księży (najwięcej zmartwychwstańców) pod przewodnictwem kard. Edmunda Szoki, emerytowanego przewodniczącego Papieskiej Komisji ds. Państwa Watykańskiego. Ten starszy wiekiem purpurat wprost promieniuje pogodą ducha, radością, a ponadto – ogromną życzliwością względem sióstr zakonnych, nie tylko zmartwychwstanek – jak sam zapewnia. „Czym byłby Kościół bez sióstr?” – stawia retoryczne, a jakże prawdziwe pytanie. Chwilami niezbyt poprawną, a pełną wdzięku polszczyzną wyraża tyle miłości, tyle entuzjazmu autentycznie młodzieńczego, że nasze twarze – i tak szczęśliwe i radosne – uśmiechają się „samoczynnie” jeszcze serdeczniej.
W homilii kard. Szoka nawiązuje do „wątków eschatologicznych” czytań mszalnych: św. Paweł mówi: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem (2 Tm 4, 7). Kardynał mówi, iż zaznajamiając się jako ponens (a więc „trochę z konieczności”) z życiorysem matki Celiny i śledząc „z rosnącym podziwem […] koleje życia tej kobiety”, zobaczył analogię jej przesłania z owym Pawłowym. Bo tylko do „drużyny Chrystusa” warto należeć, „choćby biec trzeba było”. Życie Celiny „jest niczym opowieść, która wciąga i może zafascynować”. „Pan Bóg cierpliwie i wytrwale realizuje swój zamysł względem Celiny, pociągając ją coraz bliżej ku sobie”, ku pełni szczęścia w Nim samym. – Radość kard. Szoki wybucha z całą siłą: „Drogie siostry zmartwychwstanki! Szczerze wam gratuluję tej uroczystości beatyfikacyjnej. To wielka łaska dla całego waszego zgromadzenia. To wielka rzecz być tego świadkami. […] I to jest zadanie dla was, byście «świadcząc o Chrystusie Zmartwychwstałym jako zwiastunki nadziei, radości i pokoju, pracowały w jedności z Kościołem nad moralno-religijnym odrodzeniem społeczeństwa» […] oraz same nieustannie zmartwychwstawały i osiągały świętość. Tego wam serdecznie i gorąco życzę.”
Opuszczamy Rzym. Wypada jeszcze wpaść do Szefa z podziękowaniem za Jego wielkie dzieła. To chyba znad chmur będzie najbliżej?
Unosimy w sercach szczęście tych dni, które dał nam Pan, gdy „wieniec chwały” włożył na skronie swojej wiernej służebnicy, wyśpiewującej swoim życiem i zmartwychwstaniem „W Bogu na zawsze szczęście…”.
s. Elżbieta Maria Płońska CR