Błogosławiona Celina Borzęcka
– matka, wychowawczyni i prze
łożona

Żona i matka

 Państwu Celinie i Józefowi Borzęckim Bóg powierzył czworo dzieci, z których przeżyły dwie córki: Celina i Jadwiga. Dwoje innych zmarło we wczesnym dzieciństwie. Borzęccy stworzyli przykładną i kochającą się rodzinę, wychowując po chrześcijańsku i w duchu patriotycznym swoje dzieci. Jednak szczęście rodzinne zostało przerwane – po 16 latach małżeństwa – sparaliżowaniem Józefa, a po kolejnych 5 latach leczenia i pielęgnacji – jego śmiercią. Tak więc wychowanie córek odbywało się w dużej mierze niejako „w cieniu” choroby ojca, a później – już zupełnie bez niego. Gdy pan Borzęcki opuścił ten świat, starsza córka – Celka miała 16 lat, młodsza – Jadwinia – 11, a młoda wdowa liczyła sobie lat 41. Wówczas musiała już całkowicie samodzielnie, nawet bez duchowego wsparcia swego ciężko chorego małżonka, zająć się dalszym wychowywaniem swych córek.

Celina Borzęcka jako młoda mężatka

Jako matka, pani Borzęcka rozumiała doskonale, że dar macierzyństwa nie ogranicza się jedynie do narodzin dziecka. Na pierwszym miejscu zawsze był dla niej Pan Bóg i Jego zamysł wobec każdego człowieka. Ten Boży plan należało odczytywać i realizować w codzienności. Pisała do ks. Piotra Semenenki CR: „Dzieci moje zawsze uważałam za własność Bożą” (list z Wiednia, 7 VII 1879)[1]. Zgodnie z tym starała się cenić i szanować ten niezwykły „depozyt” powierzony jej z woli Stwórcy. Niejako elementem tej świadomej i odpowiedzialnej pracy wychowawczej nad dziećmi jest Pamiętnik dla Córek napisany przez Celinę[2]. Tam też widzimy, jak uważnie przysłuchiwała się ona pytaniom, które jej stawiały dzieci. Jadwinia zapytała pewnego razu: „Czym byłam, zanim zaczęłam być?” i „Co lepiej, droga mamo, czy mieć dużo wiedzy i dużo się uczyć, czy też oddać się zupełnie Panu Bogu?” (Wiedeń, 5 III 1872). Matka zapewne pilnie rozważała, co znaczą takie problemy dla małej dziewczynki i czego Bóg od niej zażąda…

Właśnie to odniesienie do Boga i nieustanne szukanie Jego woli legły u podstaw wychowania, które dała swym córkom pani Borzęcka. W jej działaniu Pan Bóg był zawsze najważniejszym i jedynym istotnym punktem odniesienia, co więcej: „To Boski Mistrz prowadził wysiłek wychowawczy matki Celiny względem jej córek, wypełniany z miłością, sumiennością i odpowiedzialnością, a którego ślady możemy znaleźć w jej pamiętniku, napisanym dla nich. Tu ukazała tajemnicę życia w wierze i w miłości, w wolności i w prawdzie”[3].

Relacje do Stwórcy i liczenie się z Bożym prawem przezierały z każdego działania Celiny i każdej jej rady. Można powiedzieć, że tak jak dla niej samej Bóg był ostateczną instancją, ucieczką, umocnieniem i pocieszeniem, tak również wpajała córkom podobną postawę wobec Niego. Kładła nacisk zwłaszcza na pokorę i szacunek należny Stwórcy i Panu. „Błogosławiona Celina starała się tak wychowywać swoje córki, by pokora względem Boga była jedynym punktem odniesienia dla ich życia i dla ich wzrastania w świętości”[4]. Zresztą nie świętość „sama w sobie” była jej celem – cel i sens życia stanowiło „połączenie z Jezusem”[5], o co zabiegała przez całe swoje życie, zarówno w wieku późniejszym, gdy jasno widziała swoje przeznaczenie jako zakonnicy-założycielki zgromadzenia, jak i w latach pożycia małżeńskiego i rodzinnego, kiedy nie do końca rozumiała koleje swego losu, gdy mimo gorącego pragnienia wstąpienia do zakonu uległa woli rodziców i wyszła za mąż, zakładając rodzinę.

Celina Borzęcka jako wdowa

Celina była świadoma, że przebiegający od najwcześniejszych lat proces kształtowania osobowości dziecka we wszystkich wymiarach człowieczeństwa stanowi podstawę późniejszego życia, decyzji i działań. Wiedziała, że to, kim sama jest, zawdzięcza w decydującej mierze rodzicom i szczęśliwym chwilom spędzonym w swym rodzinnym domu. Pisała o tym po latach: „Wilno! Miejsce wspomnień młodości mojej! Szczęścia i spokoju lat dziecinnych, czułości rodzicielskiej, rzewnej przyjaźni z siostrą i bratem. O błogie lata, gdzieście ubiegły?” (Wilno, 15 V 1875). Nietrudno było jej wysnuć wniosek, że „kto nie doznał wrażeń w młodości, obok starań i pieszczot matki, kto nie odczuł szczęścia wśród rodziny, […] ten skamieniałe ma serce i nierozwinięte uczucia” (w Rakowie – przed rokiem [1874]).

Małżeństwo państwa Borzęckich miało za fundament prawo Boże, co córki mogły już od początku obserwować. Od najwcześniejszych lat dziewczynki zauważały, iż Bóg w ich rodzinie stał zawsze na pierwszym miejscu, że wszystko się działo ze względu na Niego i w zgodzie z Nim. Małe córeczki – Celinka i Jadwinia znajdowały w swoich rodzicach wzór sumiennego postępowania, odpowiedzialności i wierności zasadom chrześcijańskim. Wzajemny szacunek i miłość matki i ojca, zgodne z wolą Bożą, stanowiły dla córek najlepszą rękojmię szczęścia. Życie rodziców, pełne cnót i godnego postępowania, kształtowało serca i moralne rozeznanie dzieci, kładąc mocne podwaliny pod całe ich późniejsze życie.

Jadwinia ze sparaliżowanym ojcem

Dziewczynki wzrastały i dojrzewały w promieniach właściwej miłości małżeńskiej ojca i matki, którzy ślubowali sobie miłość i wierność aż do końca. To codzienne wzajemne oddanie Celiny i Józefa stanowiło najlepszy wzór, jak należy postępować w małżeńskim stadle, zarówno w chwilach szczęścia, jak i w momentach dramatycznych[6]. Nie do przecenienia była bolesna „lekcja” cierpienia i śmierci męża i ojca, którym opiekowały się wspólnie żona i córki, otaczając go czułą miłością i opieką. Była to wspaniała nauka wierności małżeńskiej, a także oddania drugiemu, cierpiącemu człowiekowi, powierzonemu w sakramencie małżeństwa opiece żony. To właśnie w takim bolesnym wymiarze Celina zrealizowała swe małżeńskie „aż do końca”. Niewątpliwie ta wierna i bezkompromisowa miłość stanowiła wzór dla życia małżeńskiego starszej córki i przykład wierności życiowym zobowiązaniom dla młodszej.

Niezwykle ważne było doświadczenie modlitwy i praktykowania cnót moralnych, które dziewczynki widziały na co dzień w swoim domu. Pięknie mówią o tym zwierzenia Celiny poczynione w rocznicę śmierci męża, w których daje ona świadectwo cnotom Józefa: „Rok temu był jeszcze wśród nas, a chociaż zbolały fizycznie i moralnie, dusza jego czysta, a tak piękna, czyż nie zostawiła na zawsze dla nas wrażenia świętości a pewności, że lepiej mu tam, gdzie jest teraz, że odkąd uczuł chwałę Bożą w niebie, odkąd ona go tylko zajmuje, jedyne uczucie, które zlewa na nas z góry, jest chęć ujrzenia nas co najprędzej w tej Światłości, bo jeśli dla was będą jeszcze dni wesela i pociechy, to i krzyże nie miną; one was przywalą słabością natury ludzkiej, ale też pokrzepią, jak się matka wasza pokrzepioną czuje nadzieją przyszłego żywota” (Warszawa, 12 II 1875). Życie zgodne z moralnością chrześcijańską kierowało więc serca niejako samoczynnie ku Bogu i życiu wiecznemu, jednocześnie dając poznać wartość ziemskich doświadczeń w świetle wiary. Celina potrafiła przekuwać wszelkie swe tragedie życiowe, a także przykre przejścia doznane ze strony ludzi, w zwrot ku Bogu i wartościom nadprzyrodzonym, co przekazała swym córkom słowem i przykładem.

Jako mądra matka pani Borzęcka uświadamiała sobie doskonale, jak silnie odciskają się w duszy zwłaszcza dziecięcej wydarzenia religijne, w których przygotowaniu i przeżywaniu uczestniczy cała rodzina czy grono bliskich osób. Z rozrzewnieniem wspomina własną Pierwszą Komunię: „Pierwsza Komunia Święta była dla mnie dniem wielkiego szczęścia; czułam się przepełniona Panem Jezusem. Nie chciałam pokarmu przyjmować i ciągle myślałam o Nim”[7]. Mając to na pamięci, później niezwykłą wagę będzie przywiązywać do przygotowania i oprawy tej wielkiej chwili w odniesieniu do własnych córek, a także innych dzieci, np. wychowanki ks. Semenenki – Tamarki czy dzieci, którymi opiekowały się zmartwychwstanki w swoich placówkach apostolskich.

Każda matka pragnie uchronić swoje dziecko przed wszelkim złem, ale nie jest to przecież możliwe. Życie żadnego człowieka nie składa się wyłącznie z chwil szczęścia i radości; bywają też momenty smutne, a nawet tragiczne. Tak modne dzisiaj wychowanie bezstresowe, nawet jeśli udałoby się je wcielić w życie, zaowocuje nieprzygotowaniem do dalszego życia młodego człowieka, nieznajomością wielu trudnych i nieusuwalnych aspektów ludzkiego istnienia oraz zubożeniem osobowości. Celina wiedziała, że wszelkie smutne doświadczenia kształtują dusze, co więcej – powodują duchowe dojrzewanie i okrzepnięcie wewnętrzne. Przeżywszy wiele ciężkich chwil, Celina uczyła swoje dzieci właściwej postawy wobec trudności: „Pokochajcie cierpienie ze względu na jego wielką cenę, a obowiązek i miłość niech was prowadzą” (Wiedeń, 27 IV 1871).

Będąc więc niejako „rozdartą” między usuwaniem cierni spod nóg córek a świadomością, że muszą je spotkać krzyże, pragnęła wspomóc je choćby własnym doświadczeniem przekazanym z otwartością i serdecznością. Pisała: „Tak wiele wam życzę szczęścia, tak szczerze chciałabym odwrócić od was utrapienia, przez które sama przeszłam, ale ponieważ w ręku Boga przyszłość wasza; nie wiem, co wam, drogie dziatki, przeznaczone. Chciałabym przynajmniej radami wam dopomóc, spostrzeżenia, które czynić będę, patrząc na wasze czynności, a znając i przeczuwając każdą myśl waszą, może wam posłużą do uniknięcia złego i do pohamowania złych skłonności. Gdy nie będę już z wami, cenniejsze się staną dla was moje życzenia, pobłażliwszymi będziecie na moje wymagania, które, jakkolwiek nieraz przykre i często powtarzane, jedną miały tylko pobudkę – dobro i szczęście wasze” (Wiedeń, 27 III 1871). Przyszłość swoich dzieci Celina zawsze składała w ręce samego Boga: „Rada bym w takich chwilach cichej modlitwy, cenniejszej nad wszelką uciechę ziemską, uprosić dla was obu święte natchnienia Boże na wszystkie trudne momenty życia waszego” (Wiedeń, 27 IV 1871).

Przeżywając swą ludzką ułomność, pani Borzęcka nie była pewna, czy zawsze potrafi właściwie postępować względem córek. Miała świadomość, iż miłość matczyna może także zaślepiać, a niekiedy przeszkadzać we właściwym wzrastaniu małej istoty. Modliła się więc z żarliwością: „Boże! Daj siły, daj zrozumienie, co mojej dziecinie potrzebne” (Castellammare, 10 VII 1876). „Często, gdy mi się zdaje, iż zupełnie dobrze czynię i obowiązki matki i sumienia względem dzieci wypełniam, zwątpienie do duszy wstępuje z powodu przeciwności, które napotykam” (Wiedeń, 29 IX 1871). Innym razem, widząc wokół siebie negatywne przykłady postępowania ojca czy matki wobec swych dzieci, notowała z bólem: „Co chwilę widzimy rodziców, zostawiających dziatwę na opiece obcej, egoistycznie tylko o siebie dbających…” (Pfarrkirchen, 25 VI 1871). Pani Borzęcka w wielkim stopniu doceniała rolę rodziców w wychowaniu i we wprowadzaniu w życie młodych ludzi.

Celina troszczyła się także, by życiowe wybory córek dokonywały się po myśli Bożej i przyniosły im prawdziwe szczęście. Rozważając przyszłość obdarzonej bogatą uczuciowością starszej córki, zauważyła: „Celko droga, wzdychasz do kraju, do swoich; obym już prędzej ci to dać mogła! Ale czy będziesz szczęśliwą? Czy nie goni myśl twoja zawsze za czymś? Czułość twoja czy trafnie spocznie kiedyś na towarzyszu życia, któremu Bóg ciebie przeznacza?” (Castellammare, 7 VII 1876). Celina dobrze wiedziała, jaką wartość ma w życiu obecność przy boku kochającego i mądrego męża. Wyrażała to w sposób dramatyczny po śmierci swego towarzysza życia: „Mąż mój Józef Borzęcki umarł w Wiedniu 13 lutego 1874 r. – dopiero z tą stratą pojęłam prawdziwe nieszczęście, a szczególnie samotność serca, którą nikt mi już nie zastąpi”[8].

Całokształt życia zawsze bywa mozolnie wykuwany przez codzienne postępowanie – wobec Boga, wobec bliźnich, wobec samej siebie. Prawda i miłość bliźniego stanowiły podstawy pedagogii pani Borzęckiej. Dlatego wymagała otwarcia serca i bezinteresownej życzliwości w stosunku do służby i okolicznej ludności, a także gotowości do rezygnacji z własnych sądów i zapatrywań. Szczególny nacisk kładła na prawdomówność. Tak pisała o zwyczaju fantazjowania czy „ubarwiania” prawdy: „Niepostrzeżenie nabieramy nałogu kłamstwa, gdy w małych rzeczach przyzwyczajamy się do mówienia nieprawdy lub do przesadzania w opowiadaniu. Czy nie dosyć jest już przykrym, że nie zawsze na świecie otwartą i szczerą być można?” (Wiedeń, 31 XII 1871). Nie pozwalała także na wybuchy dziecinnej złości i różne dąsy. Uczyła dziewczynki ofiarności i myślenia o innych, co zakłada bezwzględne przekreślanie swoich egocentrycznych marzeń i dążeń. Zwracała uwagę na godność i piękno ukryte w każdym człowieku jako dziecku Bożym, również w osobie będącej „tylko” sługą czy ubogim. Można powiedzieć, że była prekursorką demokracji w relacjach społecznych w wymiarze środowiska rodziny i własnego majątku ziemskiego.

Celina była bystrą obserwatorką swoich dzieci. Uważając je za własność Boga i traktując jako Boży depozyt złożony w jej ręce, otaczała je troskliwą opieką i odpowiedzialną miłością. Pomagała im mądrymi radami, kierując ku samowychowaniu oraz kształtowaniu charakteru. Dostrzegając znaczne różnice w usposobieniach obu córek, ich zainteresowaniach i poglądach na życie, szanowała ich odrębne indywidualności i umiała dostosować swoje uwagi do każdej z nich indywidualnie. Wymagała poszanowania czasu i odpowiedzialności za przemijające chwile. Pisała z myślą o starszej córce, widząc w niej pewną skłonność do lekkomyślności w tym względzie: „Chciałabym, abyś poznała wartość czasu. […] Nad tym więc pracować powinnaś całymi siłami, aby pokonać chętkę marnowania chwil na nieużyteczne słowa, na zatrudnienia nieprzynoszące żadnej korzyści, a szczególnie gdy miłość własna schlebiać ci zacznie i zdawać ci się będzie, że spełniasz obowiązki. Zapytaj wieczorem twego sumienia, a głos wewnętrzny odpowie ci, czy zadowolona z siebie jesteś, czy dzień twój korzystnie przeszedł” (Wiedeń, 10 V 1871). W młodszej córeczce zauważała zaczątek innych cech naturalnych, dlatego przestrzegała: „A ty, droga Jadwiniu, pracuj stale, ażeby pozbywać się wad twoich, które nie płyną ze złej skłonności serca, tylko z twego temperamentu zbyt żywego i często poruszonego. Te małe wybuchy czynią cię niemiłą dla otoczenia i psują wszystko, co twoja bogata natura mogłaby zdziałać” (Wiedeń, 5 VI 1871).

Widzimy również, że pani Borzęcka nie kryła przed dziećmi ich dobrych i szlachetnych cech z powodu obawy przed popadnięciem w pychę czy z fałszywej pokory, ale zarazem uczyła je kształtować i uszlachetniać. Tak stwierdzała w stosunku do Jadwini: „Ty będziesz zdolną do wszelkiego poświęcenia i zaparcia siebie, ale jeżeli nie ujarzmisz swego temperamentu, twoje piękne zalety zbledną. […] Człowiek jest niewiele wart, jeżeli bezustannie nie stara się być lepszym” (Wiedeń, 5 VI 1871). Jako dobry pedagog, Celina wiedziała, że w pracy nad sobą potrzeba dziecku uznania i zachęty, umiała więc dostrzec jego pozytywne osiągnięcia i pochwalić je. Pisała z radością w odniesieniu do Celki: „Miesiąc upłynął, a już tak znaczną zmianę w usposobieniu twoim widzę” (Wiedeń, 15 XI 1871). „W tej chwili nie kryję tego, jestem zadowolona z ciebie” (Wiedeń, 12 II 1872). Potrafiła też wyrazić swój zachwyt urodą córki, nie obawiając się, że to przewróci jej w głowie: „Tańczyłaś, byłaś ładna jak anioł” (Warszawa, IV 1875). Innym razem notowała: „Postępowanie pełne serca i rozumu Celki” (Rzym, 24 XII 1876). Młodszą córkę także chwaliła: „A ty, Jadwiniu, pozbywasz się przy mamie coraz więcej niepotrzebnych humorów i kaprysów” (Wiedeń, 31 XII 1871).

Pewna próżność i pragnienie podobania się są cechami raczej powszechnymi w człowieku. Zauważywszy zaczątek takiej postawy w Celce, matka strofowała ją surowo: „Ilość twych sukienek wzbogaciłaby niejedną dziewczynkę, która pojmując, że matka krwawą pracą grosz zarabia, zadowala się dwiema sukienkami. Gdy ci Bóg dał dostatnich rodziców, właściwiej zwrócić myśl twoją do nieszczęśliwych, gdy uczucie próżności górę bierze; znajdziesz zadowolenie wewnętrzne, gdy tę skłonność przezwyciężysz, a dając ubogiemu, miłą ci się stanie owa stara sukienka, na którą narzekasz” (Wiedeń, 4 VI 1871). Obok więc tępienia wady próżności można zauważyć wielki nacisk położony na chrześcijańską miłość bliźniego i na nadprzyrodzone zadowolenie płynące z jej praktykowania.

Celina uczyła także właściwie pojętej postawy wobec błędów i wad bliźniego, wykazując się wielkim wyczuciem psychologicznym i bystrością umysłu: „Jakże chciałabym, żebyście zawsze były pobłażające dla drugich, a przed osądzaniem bliźniego głośno dobrze pomyślały, czy zasługuje ta osoba na sąd surowy? Nie możemy nigdy wiedzieć, jak postąpiłybyśmy w takim wydarzeniu, tyle okoliczności nam nieznanych zmusza może do takiego postępku. Zważcie też różnicę charakterów, która istnieje między ludźmi; osoba, którą w tej chwili surowo sądzisz, wypełniałaby może daleko sumienniej obowiązki twoje, a ty ganisz jej postępowanie, nie obrachowawszy swoich czynności” (Wiedeń, 1 V 1871). Tę zasadę nieosądzania innych stosowała sama w relacjach z własną matką: „Ja mojej matki nigdy nie sądziłam. Tyle trudów ona dla mnie poniosła i zawsze dobrze chciała, a choćby się pomyliła kiedy, zdaje się, chciałabym ukryć przed nią, że się pomyliła” (list z 18 IX 1881)[9].

Borzęcka wdrażała córki do wytrwałości, oszczędności i porządku. Podkreślała, że wielką wartość ma kobieta, która potrafi utrzymać ład wokół siebie. Ów zewnętrzny ład niesie zazwyczaj ze sobą uporządkowanie życia, ład we wszystkich sprawach i przedsięwzięciach, spokój w postępowaniu, wreszcie – pokój duchowy. Osiągnięcie tych wartości wymaga pracy, niefolgowania lenistwu ani marzycielstwu. Zachęcała więc do walki z wszelkim lenistwem i skłonnością do rozmarzenia: „Musimy się zmuszać do pracy pomimo całej odrazy, jaką odczuwamy, by zwyciężać nasze skłonności do dolce far niente[10]. Rzadko kiedy ten wysiłek nie odsuwa nas od marzeń szkodliwych” (Wiedeń, 16 VII 1871). Postawa ładu i odpowiedzialności w działaniu jest oznaką dojrzałości, która winna przyjść wraz z wiekiem. Źle jest, gdy młoda osoba, wyzwoliwszy się spod kurateli dorosłych, nie potrafi mądrze kierować sama sobą: „W dzieciństwie dziecko wierzy, że posłusznym być powinno, w późniejszym wieku, zostawione bardziej sobie, nadużywa pozwolenia swobody” (Castellammare, 29 VII 1876).

Celinka z Jadwinia

Będąc mądrą i kochającą matką, Celina wymagała podporządkowania swoich upodobań dobru wspólnemu, uczyła obowiązkowości, umiejętności przyjmowania niepowodzeń i wrażliwości na biedę. Kształtowała w dzieciach postawę zawierzenia i oddania się Bogu, umiłowania ojczyzny i drugiego człowieka. Starała się pomóc każdej ze swych córek w trudnym procesie samowychowania. Umiała okazywać swym dzieciom zarówno czułą miłość macierzyńską, jak i stawiać wymagania konieczne do ukształcenia młodego charakteru. Niekiedy te dwie tendencje musiały okazywać się pozornie sprzeczne.

Nie miała względu także na swoje własne, zbyt naturalne uczucia. Gdy postanowiła oddać Celkę do internatu sióstr Sacré Coeur, musiała stoczyć walkę z własną matczyną miłością: „Ileż walk doznaję przed rozstaniem się z tobą, moje dziecko! Jakże silną być powinnam, aby głos rozumu przygłuszył bicie serca!” (Wiedeń, 8 X 1871). Innym razem zanotowała: „Żal mi nieraz egoistycznie tych miesięcy, a może i dwóch lat, które spędzisz daleko ode mnie. Czynię tę ofiarę dla twego dobra” (Wiedeń, 12 VII 1871). Potrafiła też skorygować własną postawę w stosunku do dzieci: „Niepokoję się o nią [o Celkę], zdaje mi się, że przy mnie jej najlepiej, że mi dni kradną jej u mnie pobytu. Zapominam, że ona z Bogiem przebywa i że niejedną z tych tajemnic miłości ku Panu Jezusowi ta samotność jej odkryje” (Rzym, 11 XII 1876).

Całe postępowanie pani Borzęckiej względem jej dzieci, wnucząt, krewnych, a później – kandydatek na zmartwychwstanki i sióstr nacechowane było zawsze wielką miłością, zarówno w wymiarze naturalnym, jak i nadprzyrodzonym. Przede wszystkim Celina była kochającą, bardzo kochającą matką, ciotką, babcią itd. Starała się spieszyć do Celki na czas narodzin wnuków i nieść pomoc córce i dzieciom w rodzinie we wszelkich okolicznościach życia, także w wypadku śmierci kogoś bliskiego. „Myśl moja ulatuje co chwilę do Laskowicz. Chciałabym tę drogą dziatwę uścisnąć, chciałabym być dla nich więcej niż ciotką. Ojca im nie zastąpię, ale niech czują, że kochając go tak silnie, cóż mi droższego być może, jak to, co on z taką boleścią żegnał?” (Wiedeń, 31 XII 1871). O samej Celinie pozostało takie wspomnienie: „Babcia była po prostu babcią. Wyrozumiałość babci, prostota, serdeczność przyciągały do niej całą rodzinę. Cechą wybitną babci był rozum, wielkie serce i bezgraniczna ufność Bogu”.

Celina uświadamiała sobie, że nie zawsze była najlepszym pedagogiem. Po latach oceniała niejednokrotnie krytycznie własne postępowanie w tym względzie. Pisała np.: „Żałuję nieraz, żem otwarta z dziećmi. Rodzi to pewność sądu, potrzebę mieszania się do każdej sprawy. Umysły wasze młode zbyt zajęte bywają drobnostkami życia; wyradza się chęć wiadomości o wszystkim, zanika wtenczas spokój tak pożyteczny, który pracą nie gardzi, a ona zastępuje nieraz ciekawość szkodliwą” (Rzym, 7 XII 1876).

W Pamiętniku dla Córek pani Borzęcka zawarła również inne refleksje na temat własnego życia, pragnąc, by córki je zrozumiały, przyjęły i starały się z nich skorzystać dla własnego dobra. Notowała: „Odczułam tak wielkie szczęście wewnętrzne, modląc się wczoraj w kościele Świętego Stefana. Było to uczucie oderwania połączone z pragnieniem umiłowania Pana Boga ponad wszystko. Wlało mi to do duszy wielką siłę do znoszenia wszystkich przeciwności z cierpliwością. Odczułam działanie łaski Bożej w duszy. Rada bym w takich chwilach cichej modlitwy, cenniejszej ponad wszelką uciechę ziemską, wyprosić dla was obu święte natchnienia Boże na wszystkie trudne momenty życia waszego, a wtedy jakże spokojnie mogłabym umrzeć!” (Wiedeń, 23 IV 1871).

Mądra mądrością wielu przeżyć, umiała też właściwie ocenić uczucia darowane i przyjmowane od ludzi. Wydaje się, że w dużym stopniu jej duszę kształtowały śmierci bliskich jej osób, po których pozostawały żal i pustka. Tak można tłumaczyć jej wzrastający dystans wobec relacji z innymi. Tę swoją postawę starała się przekazać i wytłumaczyć swoim córkom. Zanotowała np.: „Nie ma nic stałego w życiu. Ufność zbyteczna, nawet w przyjaźń ludzi i miłość bliskich nam osób, często zawodów doznaje” (Wiedeń, 12 VIII 1871). Wspominając śmierć swego brata, pisała rzewnie: „Jakże smutno! Boże, po co więc kochaliśmy? Dlaczego żyliśmy szczęśliwi? Pozwól poznać istotny cel pobytu naszego na tej ziemi. Jeśli żądasz ofiary, daj siły, bo wytrzymać ciężko, bardzo ciężko!” (Wiedeń, 24 V 1872). Wszystko starała się widzieć w perspektywie wieczności, bezgranicznie ufając Bogu. Ta jej zdolność potęgowała się wraz z wiekiem, gdy życie karmiło ją goryczą. Radziła Jadwini: „Nie lękaj się zbytecznie siebie samej i ufaj miłosierdziu Bożemu, które wcześniej czy później cię pocieszy” (Wiedeń, 15 VII 1871).

Błogosławiona Celina nie zatrzymała się jednak w swoim rozwoju duchowym na ubolewaniu i narzekaniu, nie zamknęła się również w niezmiernym bólu po śmierci swej młodszej córki Jadwigi, z którą wiązała wielkie nadzieje i z którą połączyła ją niejako podwójnym węzłem – naturalnym i duchowym – wspólna działalność na chwałę Bożą. Droga życia, którą Bóg prowadził Celinę, odzwierciedlała Jego swoistą pedagogię, wymagającą wyrzeczeń, ale pełną miłości i światła. Bóg, jako najlepszy wychowawca i pedagog, wychowywał ją samą, a także uczył właściwego postępowania z córkami naturalnymi i duchowymi – przyszłymi zmartwychwstankami.

Przełożona zmartwychwstanek

Duchowe córki były dla Celiny Borzęckiej w równym stopniu jak naturalne obiektami jej starań wychowawczych, nacechowanych prawdziwie matczynym, mądrym uczuciem. Można powiedzieć, że wszystkie zasady stosowane względem Celki i Jadwini, a tak wymownie opisane w Pamiętniku dla Córek, Celina – już jako założycielka i przełożona generalna zmartwychwstanek – stosuje wobec pokoleń młodych sióstr. To ona sama je kształtuje, przelewając w ich serca całą swą matczyną mądrość, skorygowaną i udoskonaloną przez życie. Wszystkie praktyczne rady udzielane duchowym córkom można odnaleźć w listach matki Celiny do sióstr. Uczy je ona wszelkich zalet naturalnych, a na ich gruncie – cnót nadprzyrodzonych, zasługujących na niebo, szczególnie w wymiarze życia zakonnego.

Matka Celina i dzieci z ochronki przed nowym klasztorem w Kętach, 1893 r.

Trzeba podkreślić, że matka Celina-wychowawczyni zmartwychwstanek została niezmiernie wzbogacona w swej ludzkiej mądrości wieloletnim kierownictwem duchowym ks. Piotra Semenenki, który uczył ją brać wszystko od strony nadprzyrodzonej. Jego nauki, które notowała skrzętnie i z pietyzmem, stanowiły szczególnie po jego śmierci niejako patrymonium, z którego Borzęcka czerpała obficie i z pożytkiem dla dusz. Z czasem jej własne poglądy i przemyślenia zlały się w jedno z tym, czego nauczył ją ks. Piotr, co świadczy o tym, jak głęboko je zinterioryzowała i nimi sama żyła.

Nie znaczy to jednak, że Celina niewolniczo przyjmowała i powielała wszystkie myśli i twierdzenia swego przewodnika duchowego w każdej dziedzinie. Odznaczała się z natury wielkim zmysłem praktycznym i rozsądkiem, który dyktował jej niekiedy inne rozstrzygnięcia niż te, które proponował czy nawet usiłował narzucać ks. Semenenko. Chodziło na przykład o sprawę przyjmowania do formującego się zgromadzenia kandydatek według Matki nieodpowiednich, które nie rokowały nadziei na własną zmianę i na pożyteczne trwanie we wspólnocie. Naciskana przez ks. Piotra, Celina przyjmowała je, pracowała usilnie nad nimi, ale najczęściej skutek był niewielki – osoby te opuszczały zgromadzenie[11]. Pewnego razu pisała o tym do swej córki Jadwigi: „Odejście tych, którzy nie chcieli słuchać, jest rzeczą bardzo pożyteczną. To trzyma w pokorze obie strony, a tylko cierpliwość i pokora są coś warte. Poza tym przeszłość dowodzi, że często ci, którzy wystąpili, byli zdatni coś stworzyć lub stać się użytecznymi gdzie indziej” (Obrembszczyzna, 21 II 1892)[12]. Widać tu, że Borzęcka nie przekreślała owych „trudnych typów”, od którym niejednokrotnie wiele wycierpiała.

Dzieci z ochronki przy klasztorze w Kętach; na schodach stoi m. Celina, 1893 r.

Za fundament całej swej pracy formatorskiej – idąc za nauczaniem swego spowiednika – Celina przyjęła miłość Bożą, bo „Bóg jest miłością”. Z tego wypływają wszelkie konsekwencje: miłość bliźniego, postawa dziękczynienia i ofiarności, a wreszcie przekreślenie samej siebie, płynące zwłaszcza z duchowego uporządkowania. Owocuje to spokojem i postawą życzliwości wobec innych, szczególnie tych trudnych osób. Pisała do młodej siostry: „Dziecko drogie, chcę ci objaśnić […] ogólną zasadę miłości, iż nic tak nie cieszy tę władzę [matkę generalną, tj. ją samą] i Pana Jezusa, jak gdy widzi, że te święte Chrystusowe uczucia dusza rozciąga do bliźnich i kocha właśnie tych, do których czuje urazę albo niechęć, albo antypatię – tak czynił nasz Mistrz” (list do s. Patrycji Nadolskiej, 28 IV 1912)[13].

Pierwsza wizytacja generalna w Ameryce, 1902 r.; w środkowym rzędzie w środku – m. Celina, po jej prawej stronie – m. Jadwiga

Wiedząc, jak niełatwe jest praktykowanie miłości siostrzanej wśród osób niezwiązanych ze sobą więzami krwi, Celina skłaniała do wytrwałej modlitwy o wzajemną życzliwość sióstr i przyjaźń między nimi w życiu wspólnotowym. Tylko taka postawa jest miła Bogu i prowadzi do zjednoczenia z Nim. „Dla dusz kochających Go, tylko w życiu wspólnym, w służbie wyłącznej dla Niego, można dążyć do doskonałości prawdziwej” (list do s. Michaeli Strawińskiej, 5 XI 1907). „O miłość prosić trzeba, bo do gruntu Bóg chce, aby od Niego wszystko ci przyszło” (Zapiski i notatki, 15 VIII 1883)[14]. „Miłości człowiek sam z siebie nie ma, zapala się jego świeca od świecy miłości Pana Jezusa gorejącej nieustannie; i ma się Jego miłość i od Niego tylko, bo On nas sam zapala” (Zapiski i notatki, 21 X 1882). „Niech tobie […] Pan Jezus błogosławić raczy, aby miłość, jedność i posłuszeństwo zakwitło u nas w całej pełni, nie sposobem służalczym, ale z woli Bożej i tylko dla Niego” (list do s. Małgorzaty Dąbrowskiej, 28 XI 1908).

Siostry z dziećmi z ochronki w ogrodzie przyklasztornym w Kętach

Wspólnotowość nie była jednakże tylko „poletkiem” praktykowania miłości siostrzanej i przymusowym „poligonem” szlifowania relacji międzyosobowych ani „czyśćcem” znoszenia trudnych charakterów. Każda wspólnota zgromadzona w imię Chrystusa (a taką jak najbardziej jest wspólnota zakonna) stanowi „mały Kościół”, w którym – pomimo wszelkich braków i niedomagań tejże wspólnoty – przebywa właśnie Jezus Chrystus ze swoją łaską. Tak więc wspólnota jest źródłem siły w dążeniu do Boga, stanowi oparcie i „bazę” działalności, jest zapleczem duchowym i materialnym. Celina doceniała wspólnotę zakonną i dlatego z takim zaangażowaniem starała się wdrażać kandydatki i siostry w życie wspólne. Była zresztą nowatorką w pewnej dziedzinie: oto nie wprowadziła podziału na „chóry”, pragnąc, by wszystkie były dla siebie nawzajem siostrami, by kochały się i były jednością niezależnie od pochodzenia, poziomu wykształcenia, wiedzy, kultury czy sytuacji materialnej rodziny. A jeśliby która górowała nad innymi jakimiś umiejętnościami, niech ubogaci nimi pozostałe i takim sposobem przyczyni się do wzrostu wspólnoty – instruowała matka Celina.

Kładła wielki nacisk na wzajemny szacunek i pokorę wobec siebie nawzajem: „Gdy się modlisz lub rozmyślasz, postaw się ostatnią i zależną od tej w zgromadzeniu, od której by ci było najmniej miło zależną być, i odbywaj wewnętrzne próby posłuszeństwa i poddania się jej, choćbyś była z nią w stosunku najtrudniejszym, najbardziej przykrym” (list do s. Marii Zubylewicz, 18 II 1892). „Łatwo to wymieniać drugich nieporządki i mówić, że to irytowało. O swoich zamilczeć – to wygodnie, a zawsze chytrze – i nie ma w tym zasługi upokorzenia ani nadziei gruntownej poprawy. Skryta i fałszywa, bo siebie milczenia płaszczem okrywa” (list do s. Heleny Kowalewskiej, 25 XI 1899). Celina umiała też doradzić, jak postępować z innymi, by im pomóc w osobistej przemianie: „Daję ci dobrą radę na przyszłość, abyś mniej mówiła, mniej zwierzała się, mniej pisała, dużo rzeczy w swej duszy zachowała, a jeśli dostrzegasz zło, raczej spokojnie radę siostrzańską dała – bo to wszystko nic dobrego nie daje” (list do s. Immaculaty Mochlińskiej, 4 IV 1909).

Wychowankowie sióstr przed klasztorem w Kętach

Tę wspólnotowość matka Celina wprowadzała także w obrębie dzieł apostolskich sióstr. Organizowała kółka (np. ministrantów w Kętach), sodalicje (np. Sodalicja Mariańska w Kętach) i inne grupy o charakterze religijnym. Właściwie w każdym rodzaju apostolatu zaznaczała się wspólnotowość: czy to w grupce dziewcząt przygotowujących się do I Komunii Świętej (Dzieło Przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej w rzymskiej parafii św. Joachima), czy w szkole otwartej w domu rzymskim, czy to w ochronce i kursach prowadzonych w Kętach, czy w szkołach i przedszkolach istniejących na placówkach za Oceanem. Już wówczas tworzono zmartwychwstański system pedagogiczny, tak wspaniale rozbudowany i wprowadzany w życie w ośrodkach edukacyjnych i pedagogicznych zgromadzenia na całym świecie[15]. A zaczątki jego widać w praktyce wychowawczej założycielki – Błogosławionej Celiny Borzęckiej.

Można powiedzieć, że cały wypracowywany przez Celinę system pedagogiczny zawiera się w haśle Miłością i prawdą. Słowa te niejako streszczają sposób wychowania przez zmartwychwstanki. Kładąc nacisk na te dwie wartości, suponujące bezwzględny szacunek wobec wolności i godności osobistej każdego człowieka jako dziecka Bożego, do dziś siostry prowadzą w taki sposób szkoły, przedszkola i inne ośrodki wychowawcze. Kształtują wychowanków, jak wcześniej kształtowała matka Celina powierzone jej pieczy osoby, „ku pełni człowieczeństwa”[16].

Dzieci z ochronki pod opieką postulantki przed klasztorem w Kętach

Jedną z najważniejszych spraw dla matki Celiny – zgodnie z naukami ks. Semenenki – była walka z miłością własną i czynnością własną. Borzęcka często strofowała siostry za uleganie tym złym skłonnościom natury. Uczyła zapominania o sobie, aby Chrystus mógł zapanować w sercu, co wyklucza wszelki zwrot na siebie, wszelki egocentryzm. „Bądź, jakby ciebie nie było, nie myśl o sobie. […] Trzeba nie tylko dla Pana Jezusa wszystko czynić, ale z Panem Jezusem. Gdy niemiłość ogarnie serce, pytać siebie, jak by Pan Jezus czynił… i czyńmy z Nim, a będziemy kochać” (Zapiski i notatki, 18 IX 1883). „Gdy jest miłość, to porozumienie wzajemne, a wtenczas i zaufanie łatwo przychodzi. Idzie wtenczas ręka w rękę. Miłość własna ustępuje, bo się robi wszystko dla dobra Zgromadzenia z zapomnieniem osobistym. Jesteś poczciwa, więc zrozumiesz, czego Pan od ciebie wymaga” (list do s. Józefy Dutkiewicz, 15 I 1908).

Za podstawę do wszelkiej przemiany matka Celina uważała stanięcie w prawdzie – dostrzeżenie prawdy o sobie i przyjęcie jej, a potem mozolna praca nad sobą. Nie oszczędzała siostrom jasnego mówienia prawdy: „Jesteś zła, zepsuta, lecz za łaską Pana możesz się poprawić. Póki jednak będziesz myślała, że się sama zmienisz lub nie zmienisz, Pan Jezus w pomoc ci nie przyjdzie. On pomaga tym, którzy swą nędzę i lichotę z pokorą uznają i stale proszą” (list do s. Marii Zubylewicz, 15 IV 1894).

Wiele trafnych i głębokich rad matka Celina udzieliła siostrom na ten temat pracy nad sobą, kształtowania swej osobowości w perspektywie miłości Bożej i woli Boga. Rozprawiała się stanowczo i dokładnie, acz z matczyną miłością, z wadami, niewłaściwymi postawami i błędami swoich podwładnych, czerpiąc swą mądrość ze skarbca nauk ks. Semenenki. Umiała zdemaskować prawdziwe intencje, rozpoznać fałsz pod pozornie pobożnym działaniem, ukazać prawdę o wnętrzu człowieka. „Twoje niezadowolenie z siebie to tylko zbyteczny zwrot na siebie. Chciałaś dobrze, a nie źle, Pan Jezus to przyjmuje, patrzy na dobrą intencję. Wszystko inne jest pretensją, w gruncie nieraz wstępem do pychy. Wszędzie takie trudności spotykamy, więc mądry, kto w spokoju przyjmuje” (list do s. Salomei Kłosowskiej, 4 VII 1912). „Piszesz: «Jak lokomotywa pędzę przez życie i sama nie wiem, czy to czynność własna?». Zawsze czynność własna, gdyż dusza umiarkowana, zrównoważona nigdy nie pędzi, a jeśli czegoś nie dokona, nawet w obowiązkach, jest spokojna. To jest zasada ludzi w porządku Bożym żyjących – a często, bez końca powtarzana przez naszego błogosławionego Ojca Semenenkę. […] I za pomocą modlitwy niszcz, niszcz owe pędy – stokroć lepiej nie dopełnić tego, na co sił brak będzie, w rezultacie, aniżeli nie być Zmartwychwstanką” (list do s. Immaculaty Mochlińskiej, 17 XII 1909).

Szczególnie usilnie uczyła właściwej postawy wobec trudności – a więc wobec krzyża: „Kochana siostro, nie trać odwagi – czyń wszystko dla chwały Boga. Nigdy się nie skarż, bo Bóg jest pełen miłości, gdyż daje ci swój krzyż” (list do s. Heleny Kowalewskiej, 2 IX 1910). Za krzyż uważała również trud kształtowania samej siebie, gdy w pocie czoła wykuwa się własną osobowość: „Podziękuj, dziecko, Panu Jezusowi za trud, który masz z sobą samą. Zatop się w ranach nóg Jego, wierz i dziękuj!” (list do s. Marii Zubylewicz, 15 IV 1894). „Bóg łamie twoją duszę – to dla twojej wieczności. Jak dotąd twój umysł, twoja bogata inteligencja wszystko rozumiała, może ze szkodą dla nerwów i nie dotknęła łaska twojej osobistości. Pan chce ciebie wyłącznie dla siebie” (list do s. Heleny Kowalewskiej, 7 I 1910).

Pierwsza kapituła generalna – Rzym, 28 IV 1911 r.; w pierwszym rzędzie w środku – m. Celina

Ponadto krzyż i cierpienie są niejako lekarstwem na zło, które z wewnątrz i z zewnątrz atakuje człowieka. Krzyż pozwala widzieć wszystko w prawdzie, poucza, oczyszcza i daje siłę w pokusach. „Szatan nie śpi. Wyłącznego oddania się Bogu nie znosi. Będzie ci szeptał o coraz to nowych i piękniejszych rzeczach, które w końcu zamącą cię zupełnie. Próba dla ciebie jest potrzebna” (list do s. Heleny Kowalewskiej, 21 IX 1902). Próbą, a jednocześnie okazją do duchowego wzrastania może być także choroba. „Niech siostra korzysta z łaski choroby i nie mówi, że człowiek lubi, by się nim zajmowano” (list do s. Heleny Kowalewskiej, 31 VIII 1902). „Pozwólmy działać Panu. Wszystko to pouczy siostrę i uformuje, ponieważ znajduje się siostra w szkole cierpienia. Niech siostra nigdy nie zapomina, że dopusty Boże są zbawienne i obracają się w dobro. Trzeba umieć wyczekiwać godziny Bożej” (list do  s. Heleny Kowalewskiej, 29 XI 1898). „Biedy kochanej siostry na dobre wyjdą, bo nauczą cię panowania nad sobą w każdej minucie, a Pan Jezus ci tę pracę policzy” (list do  s. Heleny Kowalewskiej, po 27 XI 1899).

Sodalicja Mariańska w Kętach, 1937 r.

Z miłości krzyża płyną niejako automatycznie pokora jako właściwe ocenianie siebie, pogarda względem swoich nieuporządkowanych pragnień i wielka ufność wobec Boga. „Pan Jezus żąda z mojej strony nadnaturalnej obojętności na wszelkie nieuznanie mojej osoby, a nawet na zwątpienie, czy jestem na właściwym miejscu” (Zapiski i notatki, 31 VIII 1883). „Cała rzecz nie rachować na siebie i spokojnie przyjmować to, co Bóg dopuszcza lub z woli swej świętej daje dla naszego dobra” (list do s. Reginy Gostomskiej, 23 XI 1910). „Bądźże miłosnym popychadłem Pana Jezusa!” (list do s. Salomei Kłosowskiej, 17 II 1912). „Bardzo boleję nad tym, co się stało – widzę działanie Boże w kierunku do twej osoby w tym, iż doświadczając cię dotkliwie, chce cię mieć wyłącznie swoją, bez zwrotu na siebie, tj. zwrotu na twą niewinność” (list do s. Heleny Kowalewskiej, 20 III 1902).

Jak w stosunku do swych córek, także i w siostrach matka Borzęcka piętnowała wszelkie marzycielstwo czy zbytnią obawę co do przyszłości. Podstawą ma być trzeźwe zaufanie opatrzności Bożej oraz spokojna i posłuszna praca dla królestwa niebieskiego. „Ja ciebie bardzo proszę, byś żyła chwilą obecną, na przewidywania sobie nie pozwalając. Bóg wszystko prowadzi, a my tylko narzędzie w Jego ręku, więc i wątpić nie powinnaś o Jego nieskończonej dla nas miłości” (list do s. Marii Zubylewicz, 20 IV 1907).

Błogosławiona Celina zawsze wskazywała na niebo i na wieczność jako na ostateczny cel wszelkich wysiłków. Także życie zakonne ma ku temu prowadzić, bo przecież i zgromadzenie powstało po to, by domagać w drodze do Boga jej członkiniom i tym, których siostry obejmują swym apostolstwem. „Chciałabym, żebyście się przejęły głęboko zasadami naszego Zgromadzenia, ukochały święte śluby zakonne i zrozumiały ich wielką wartość wobec Boga i wieczności” (list do s. Patrycji Nadolskiej, 28 IV 1912).

Ustawicznie mając na względzie królestwo niebieskie, nie zaniedbywała matka Celina wpajania siostrom (podobnie jak kiedyś córkom) miłości do ziemskiej ojczyny i do szeroko pojętego dziedzictwa kulturalnego Polski i w ogóle ludzkości[17]. Wszelkimi sposobami, radą, zachętą, a w ostateczności oficjalnymi poleceniami starała się zapobiec, a w końcu przeciwstawić się zacieraniu pamięci o Polsce, jej tradycji i kulturze, przez młode siostry posłane do USA, gdzie na szeroką skalę panowało zjawisko „amerykanizacji”, popierane zresztą przez część miejscowego duchowieństwa.

Matka Borzęcka była i w tym względzie realistką. Pisała: „Nic mi nie jest obcym, chociaż zawsze powtarzacie, że trzeba być tam na miejscu, by mieć jasne wyobrażenie o wszystkim. Z Matką Jadwigą poznałyśmy i zrozumiałyśmy od razu stan misji amerykańskiej – jej prace, trudy, obszary, wymagania szkolne coraz to rosnące – stosunek więcej niż ciężki i trudny z duchowieństwem. W rezultacie widziałyśmy jako pewnik, że kiedyś zniknie Polonia, a zastąpi [ją] amerykanizm. Ale cóż w tym pomóc można, kiedy arcybiskup wasz mówił z zimną krwią, że tak być powinno, że tak właśnie najlepiej” (list do s. Heleny Kowalewskiej, 2 VIII 1907)[18]. Obie Matki, a po nich następne przełożone generalne, robiły, co można, aby zachować polskie oblicze zgromadzenia, np. przez obchodzenie polskich świąt narodowych oraz przez prowadzenie rozmów, modlitw czy czytań w języku polskim, co oczywiście niektórym osobom, urodzonym już w Stanach Zjednoczonych, sprawiało dużą trudność. Wypracowano w końcu, jak się wydaje, mądry kompromis, by niczego nie przeprowadzać na siłę, a jednak kultywować polskość[19].

Matka Celina największą wagę przywiązywała jednak do modlitwy, do kontaktu z Bogiem. Widziała w niej środek i szczyt miłości Bożej, drogę i sposób na postępowanie naprzód w życiu duchowym. W modlitwie jest też ratunek i uzdrowienie z braku ufności do Boga, z braku miłosnego oddania się „na przepadłe” – jak mówił ks. Piotr. Modlitwa wreszcie świadczy o wierze i umacnia w niej duszę ludzką. „Powinnaś co chwilę czynić akt wiary silnej, że Pan Jezus ciebie kocha, ciebie chce, a jeśli dręczysz się i niepokoisz, że nie dość się modlisz przed tak ważną chwilą, że nie dość silnie to swoje szczęście czujesz – toć dlatego, że nie dość zaufałaś twojemu Jezusowi, że rachujesz na swe wysiłki, a Pan chce ci pokazać, że On jeden w tobie wszystko może, choćbyś nic nie czuła, i właśnie dlatego taką niemoc dopuszcza w tobie, byś Mu spokojnie zaufała, oddając się z wiarą” (list do s. Emilii Choromańskiej, 15 V 1907). „Bronić się od pokusy, którą czujemy, że nadchodzi – modlitwą: «Boże, weź mnie całą i rządź pokusami, które dopuszczasz, i łaskami, które dajesz»” (Zapiski i notatki). „Niechże ci Bóg dopomaga – bądź spokojna, cierpliwa, a także módl się, a Pan Jezus natchnie. Nie czyń nic bez modlitwy” (list do s. Marii Zubylewicz, Środa Popielcowa 1893).

Matka Celina potrafiła także ucieszyć się z postępu swych duchowych córek; umiała je pochwalić i podnieść na duchu. „Lubię prawdę w tobie i tę wytrzymałość pomimo zawodów i niesprawiedliwości: «Miewam mało pociech w życiu; nie szukam ich, ale jak mnie coś dobrego spotka, bardzo Bogu dziękuję». Więc ciesz się też z daleka, że masz uznanie, i dziękuj Panu za łaskę” (list do s. Stefanii Strzałkowskiej, 11 X 1911). „Niech ci Bóg nadal dopomaga, abyś odpowiedzieć mogła Jego woli świętej” (list do s. Salomei Kłosowskiej, 19 V 1911). „Dziękuję Bogu za łaski, które ci daje – a to, co trudne lub boli, ciebie dla Niego wyrobi. Dziękuj, dziękuj, dziecko moje w Panu Jezusie najmilsze” (list do s. Immaculaty Mochlińskiej, 23 XI 1908).

W ostateczności Celina sama bezgranicznie ufała Bogu i wierzyła, że wola Jego spełni się we wszystkim pomimo ułomności jej samej i sióstr. „I jasno mi się zrobiło, że błąd sióstr Bóg miłosierdziem im naprawi, prowadząc je łatwiejszą drogą. Stanęłam więc odważnie po stronie tych, co Pana Jezusa głębiej zrozumieć powinni. Żal minął do błądzących, ustąpiła z duszy wymarzona potrzeba szczęśliwych skutków i rzuciłam się jakby w objęcia tego życia zbawiennej niewiadomości, ślepej gotowości, spokojnego wyczekiwania godziny Pana, przyjmując z uśmiechem nadziei to, co świat mianuje niewdzięcznością ludzi, bo mi doświadczenia i prześladowania słodkimi już były. Stąpałam drogą nie ciernistą, lecz słodką i miłosną ku Kalwarii do Pana mego” (Zapiski i notatki, s. 91). Zawsze zachęcała do pokładania ufności w Bogu wśród różnorakich doświadczeń: „Gdzie podziałaś ufność w Panu? Pewność, że i kroku bez Jego pomocy nie uczynisz, że On czuwa nad tymi, którzy Jemu wierzą, Jemu się oddali?” (list do s. Heleny Kowalewskiej, 12 XII 1910).

Ślubowanie klas pierwszych w szkole podstawowej zmartwychwstanek w Częstochowie – ślubowanie odbiera dyrektor Agata CR

Z tych jakże praktycznych uwag wyłania się portret Celiny-wychowawczyni twardo stąpającej po ziemi, roztropnej, dalekiej od czułostkowości, stanowczej, a jednocześnie inteligentnej w dostrzeganiu prawdziwego oblicza spraw i ludzi. Jest to portret matki zgromadzenia, która czuje odpowiedzialność tej, która z woli Bożej powołała je do istnienia i stara się uczynić jak najpiękniejszym to dzieło Boga i swoje. Dlatego z tak wielkim zaangażowaniem kształtowała osobowość swoich podwładnych. Na bazie cnót przyrodzonych starała się budować w ich duszach gmach zażyłości z Bogiem.

Nie sposób przecenić pracę wychowawczą matki Borzęckiej na niwie kształtowania młodego zgromadzenia. Ona właściwie nadawała oblicze i kierunek formacyjny nowym pokoleniom sióstr poprzez oddziaływanie bezpośrednie, listownie, przez konferencje, a później – za pośrednictwem tych sióstr, które miały szczęście ją znać osobiście, a potem przekazywały innym skarby duchowości zaczerpnięte od Założycielki. Należy jeszcze podkreślić, że pedagogia Błogosławionej Celiny zdała też egzamin w odniesieniu do przyszłych pokoleń zmartwychwstanek w okolicznościach szczególnie trudnych. Takim probierzem okazał się czas aggiornamento po Soborze Watykańskim II, gdy zakonnice zaczęły podważać zasadność sposobu życia, modlitwy i nawet istnienia własnych instytutów zakonnych. Wiele z owych „nowoczesnych” zakonnic dążyło do większej swobody, samodzielnego decydowania o sobie – bez ingerencji przełożonych oraz niczym nieskrępowanego rozwoju i ekspresji własnej osobowości. Skutkiem tych dążeń było porzucenie życia zakonnego przez tysiące sióstr, szczególnie w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej.

Zjawisko to dało o sobie znać także w zgromadzeniu zmartwychwstanek, jednak nie w tak drastycznej formie jak gdzie indziej. „Szeroki duch” matki Celiny, którym natchnęła kolejne przełożone, uwzględniał indywidualność każdej siostry i dlatego zgromadzenie (poza wyjątkami nielicznymi, acz wielce aktywnymi) nie potrzebowało wielkich zmian w ramach posoborowej odnowy. Bolesne i częstokroć absurdalne próby reformowania np. stroju zakonnego czy ograniczenia wymagań życia wspólnotowego spotykały się zazwyczaj ze zdecydowanym odporem przełożonych wyższych, a także ogółu sióstr[20]. Ale zamętu nie było łatwo wyrugować. Ostatecznie poradzono sobie z nim na IX kapitule generalnej w 1967 r., której Uchwały i wskazania, kultywujące ducha Założycielki, uwspółcześniły pewne zwyczaje i przystosowały je do zmieniających się czasów[21].

Droga życia Błogosławionej matki Celiny Borzęckiej, także droga jej oddziaływania pedagogicznego, wiodła przez krzyż i cierpienie, jednak nie była pozbawiona radości i nadziei, że końcem jest zmartwychwstanie. Była to droga „przez krzyż i śmierć do zmartwychwstania i chwały” – jak głosi hasło umieszczone na krzyżach profesyjnych sióstr zmartwychwstanek.

Na łożu śmierci, otoczona gronem rodziny, a także liczną grupą swoich kochających córek duchowych, Celina wyznała: „W Bogu na zawsze szczęście…”. „Szepnęłaś nam jak hasło, odchodząc już do Pana w wieczności drogę jasną…”[22] – dopowiada piosenka, którą śpiewamy przy jej sarkofagu.

„W Bogu na zawsze szczęście…” – „Słów twych, o Matko, echo wśród życia walk i pokus jest tarczą i pociechą…”[23]. Cały trud założenia i wychowania zgromadzenia zmartwychwstanek, całe bogactwo jej mądrych pouczeń trwają i wydają owoc obfity.

s. Elżbieta Maria Płońska CR

[1]   Cyt. za: Teresa Kalkstein CR, Sługa Boża matka Celina Borzęcka, wyd. III, Rzym 1951, s. 31.
[2]   Celina Borzęcka, Pamiętnik dla Córek, Rzym 1994; pisany w Wiedniu, Pfarrkirchen, Baden, Laskowiczach, Warszawie, Wilnie, Rakowie, Castellammare, Rzymie, Lourdes – od 27 III 1871 do 25 VII 1877; wszystkie cytaty będą pochodziły z tego źródła, chyba że będzie zaznaczone inaczej.
[3]   Kard. José Saraiva Martins, Homilia podczas Mszy św. beatyfikacyjnej Celiny Chludzińskiej-Borzęckiej, Rzym, 27 X 2007, tłum. ks. Wiesław Śpiewak CR, p. 4.
[4]   Tamże, p. 2.
[5]   Zob. referat ks. prof. dr. hab. Stanisława Urbańskiego Życie mistyczne bł. Celiny Borzęckiej, sympozjum pt. Celina i Jadwiga Borzęckie: inspiracje duchowe i działalność społeczna matki i córki, Kęty, 29 X 2016 r.
[6]   Zob. referat ks. prof. dr. hab. Wojciecha Zyzaka Małżeństwo i rodzina w pismach Błogosławionej Celiny i Jadwigi Borzęckich, sympozjum pt. Celina i Jadwiga Borzęckie: inspiracje duchowe i działalność społeczna matki i córki, Kęty, 29 X 2016 r.
[7]   Celina Borzęcka, Przejścia wewnętrzne, Rzym 1876, s. 14.
[8]   Ostatnia część Pamiętnika dla Córek – bez daty.
[9]   Celina Borzęcka, Przejścia..., s. 16.
[10]   „Słodkie nicnierobienie” (wł.).
[11]   Zob. Eleonora Henschke CR, W stronę pełni człowieczeństwa, Poznań 2010, s. 141-145.
[12]   Cyt. za: tamże, s. 142.
[13]   Cytaty z listów do sióstr zaczerpnięte są głównie z pozycji (jeśli nie zaznaczono inaczej): M. Celina Borzęcka CR, Listy do siostry Marii Zubylewicz CR. 1890-1913, Rzym 1990; Listy Błogosławionej Matki Celiny Borzęckiej do Siostry Heleny Kowalewskiej CR. Lata 1895-1913, Rzym 2008; Teresa Kalkstein CR, Sługa Boża matka Celina Borzęcka, wyd. III, Rzym 1951; Maria Lucyna Mistecka CR, Zmartwychwstanki. Charyzmat i dzieje 1891-1991, t. I-III, Lublin 1999-2002.
[14]   M. Celina Borzęcka CR, Zapiski i notatki 1881-1913, Studium Zmartwychwstańskie, Rzym 1984.
[15]   Zob. Maria Alma Woźniak CR, Zmartwychwstański system wychowawczy i jego realizacja w pracy apostolskiej Sióstr Zmartwychwstanek w Polsce, w: Matka Celina Borzęcka. Materiały z międzynarodowego sympozjum poświęconego założycielce Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego (w przeddzień beatyfikacji, Kęty, 22 września 2007 r.), Kęty 2007, s. 75-82.
[16]   Zob. referat prof. dr hab. Janiny Kostkiewicz Myśli o wychowaniu Matki Celiny Borzęckiej, sympozjum pt. Celina i Jadwiga Borzęckie: inspiracje duchowe i działalność społeczna matki i córki, Kęty, 29 X 2016 r.; podobny tytuł nosi książka s. Eleonory Henschke CR traktująca o systemie wychowawczym Celiny Borzęckiej: W stronę pełni człowieczeństwa (Poznań 2010).
[17]   Zob. referat s. dr Urszuli Grzymskiej CR Kultura drogą sakralnej więzi z Bogiem. Patrymonium bł. Matki Celiny Borzęckiej, sympozjum pt. Celina i Jadwiga Borzęckie: inspiracje duchowe i działalność społeczna matki i córki, Kęty, 29 X 2016 r.
[18]   Cyt. za: Maria Lucyna Mistecka CR, Zmartwychwstanki. Charyzmat i dzieje 1891-1991, t. III, Lublin 2002, s. 14, AGSZ, sygn. 4242.
[19]   Zob. tamże, s. 43-44.
[20]   Zob. tamże, s. 57-60.
[21]   Zob. tamże, s. 62-64.
[22]   Słowa: s. Maria Bogdana Bielecka CR, muzyka: Stanisław Skórzybut.
[23]   Tamże.

 

Błogosławiona Celina Borzęcka

 Refleksje pedagogiczne spisane dla swych córek

Dom rodzinny – podstawą całego życia

„Tyle pociechy doznałam w życiu moim, kochając tak serdecznie rodzeństwo moje, jedyną siostrę i kochanego brata, że i wam tego samego życzę. […] Dziękuję Bogu za te chwile szczęścia i chowam te wspomnienia jako najdroższe relikwie” (Wiedeń, 27 III 1871)[1].
„Złote lata dzieciństwa mego, gdzieście ubiegły? Czy dlatego istniałyście dla mnie, żeby samotność bolesną jeszcze silniej odczuć dzisiaj?” (w Rakowie – przed rokiem [1874]).
„Wilno! Miejsce wspomnień młodości mojej! Szczęścia i spokoju lat dziecinnych, czułości rodzicielskiej, rzewnej przyjaźni z siostrą i bratem. O, błogie lata, gdzieście ubiegły?” (Wilno, 15 V 1875).
„Wilno! Ileż wspomnień w Ostrej Bramie! Całe poczciwe dzieciństwo moje i młode lata, i miłość moja wielka dla Matki Bożej” (list do o. Semenenki, Wilno, 13 X 1884)[2].
„Kto nie doznał wrażeń w młodości, obok starań i pieszczot matki, kto nie odczuł szczęścia wśród rodziny, […] ten skamieniałe ma serce i nierozwinięte uczucia” (w Rakowie – przed rokiem [1874]).
„Czym był dla mnie [brat], powiedzieć wam nie umiem. Słów mi brakuje, bo w bracie moim zlałam wszystkie uczucia przywiązania do ojca, matki i siostry mojej” (Wiedeń, 7 IV 1871).

Życie małżeńskie i rodzinne – źródłem szczęścia

„Mąż mój Józef Borzęcki umarł w Wiedniu 13 lutego 1874 r. – dopiero z tą stratą pojęłam prawdziwe nieszczęście, a szczególnie samotność serca, której nikt mi już nie zastąpi” (bez daty).
„Bolesna rocznico! Przypomnienie rozdzierające trzech lat cierpień krwawych, nieszczęścia, które nie pozwala myśli wyrazić ani uczuć opisać; wszystko dotąd w życiu niczym było w porównaniu z krzyżem, który Bóg mi zesłał. Samotność gorzka, brak rady w życiu, opuszczenie, uczucie niedowierzania ludziom, na koniec rozpacz na przemian miotają duszą moją od chwili, kiedy anioł mój opiekuńczy uleciał, gdy Ojca Bóg wam zabrał, moje dzieci drogie. […]
Rok temu był jeszcze wśród nas, a chociaż zbolały fizycznie i moralnie, dusza jego czysta, a tak piękna, czyż nie zostawiła na zawsze dla nas wrażenia świętości a pewności, że lepiej mu tam, gdzie jest teraz, że odkąd uczuł chwałę Bożą w niebie, odkąd ona go tylko zajmuje, jedyne uczucie, które zlewa na nas z góry, jest chęć ujrzenia nas co najprędzej w tej Światłości. Bo jeśli dla was będą jeszcze dni wesela i pociechy, to i krzyże nie miną; one was przywalą słabością natury ludzkiej, ale też pokrzepią, jak się matka wasza pokrzepioną czuje nadzieją przyszłego żywota” (Warszawa, 12 II 1875, w 1. rocznicę śmierci Józefa).
„W dzieciństwie moim zawsze byłam otoczona tylko osobami mi życzliwymi” (Pfarrkirchen, 3 VII 1871).
„Widok licznej rodziny, gdzie szczęście i błogosławieństwo Boże panuje, miłe zawsze wrażenie czyni” (Rzym, 11 XII 1876).

Znaczenie wychowania religijnego

„Pierwsza Komunia Święta była dla mnie dniem wielkiego szczęścia; czułam się przepełniona Panem Jezusem. Nie chciałam pokarmu przyjmować i ciągle myślałam o Nim”[3].
„Tu najmilsze i poczciwe same wspomnienia mego dzieciństwa. Tu mając lat trzynaście, czternaście, piętnaście, gwałtownie świętą chciałam być i umartwienia sobie zadawałam, i do pobliskiego kościoła często się wymykałam, i tyle łask w modlitwie cichej i porywającej doznałam” (notatka, Raków, 24 X 1881)[4].
„To pod jej [matki generalnej reparatek] błogosławionym dachem Jadwinia po raz pierwszy przyjęła Pana Jezusa. Wierzę, że żadna z nas nie zapomni nigdy tego wielkiego dnia. Moje dziecko było tak bliskie aniołów” (Castellammare, 1 VIII 1876).
„Dzień ulubiony mojej Celki, a który ona niewinnym śpiewem wita przy obudzeniu. Naiwność ta, prostota i miłość do Pana Jezusa dowodzą czystości jej serca” (Rzym, 25 XII 1876).
„Tyś, Celko, tu jeszcze znalazła ojca duchownego, jemu swą duszę powierzyłaś, z jego zbawiennych rad korzystać będziesz całą zimę w Rzymie. To dobrodziejstwo Boże odbije ci się nieraz w życiu przyszłym, boć to szczęście wielkie czerpać rady, wzmocnienie i uczuć w sobie siłę dotąd nieznaną do postępu w dobrym” (Castellammare, 10 X 1876).

Podejście do dzieci w perspektywie Bożej

„Dzieci moje zawsze uważałam za własność Bożą” (list do o. Semenenki, Wiedeń, 7 VII 1879)[5].
„Zdaje mi się, że Jadwinia zdobędzie prawdziwą wiarę tylko przez cierpienie, gdy jej siostra mieć będzie tę łaskę Pana, aby nigdy nie wątpić. Natomiast światła niebieskie będą mogły przenikać i działać z większą łatwością na rozum Jadwini – oby tylko umiała korzystać” (Pfarrkirchen, 3 VII 1871).
„Dzieci moje wesołe; obudza to spokój wielki w sercu moim. Jaki Bóg dobry dla mnie; chcieć dostrzegać Jego miłosierdzie w każdej rzeczy nietrudno” (Rzym, 4 XI 1876).
„Chciałam tylko, aby dziatki moje Bogu miłymi były zawsze” (list, Wiedeń, 7 VIII 1879)[6].
„Bo jeszcze życzyłam z siebie, nie przedstawiałam dziecku, że dla Boga i prawdy, a nie dlatego, że matka chce – dziecko słuchać powinno” (Wiedeń, 8 X 1871).

Pewność miłości matczynej

„Pamiętać będziemy chwilę rozstania się naszego, bo to powinno uczynić silnym przywiązanie nasze wzajemne. […] Trzeba więc w cierpliwość się uzbroić, aby na przyszłość dać podstawy pewne, abyś jednym słowem uczuła, moje dziecko, [Celinko droga,] że nikt goręcej ode mnie twego szczęścia nie pragnie” (Wiedeń, 15 X 1871).
„Łzy twe, Celko, ból głęboki, to rany w sercu twej matki” (Rzym, 3 XII 1876).
„Celka z nami, szczęśliwa z pobytu w klasztorze; my nie mniej z jej powrotu” (Rzym, 15 XII 1876).

Przekazywanie dzieciom wiary

„[Jadwiniu,] Pan Bóg daje ci okazję do staczania ciągłej walki ze sobą, ażeby pycha i zarozumiałość nie wcisnęły się do twego serca, bo człowiek jest niewiele wart, jeśli bezustannie nie stara się być lepszym” (Wiedeń, 5 VI 1871).
„[Jadwiniu,] Jeśli […] walki twe będą ciężkie i trudne, jeśli nie zrozumiesz i nie znajdziesz pociechy w wierze – nie zniechęcaj się, cierp z poddaniem tę posuchę, te wstręty; nie lękaj się zbytecznie siebie samej i ufaj miłosierdziu Bożemu, które wcześniej czy później cię pocieszy” (15 VII 1871).
„[Celko,] Zapytaj wieczorem twego sumienia, a głos wewnętrzny odpowie ci, czy zadowoloną z siebie jesteś, czy dzień twój korzystnie przeszedł” (Wiedeń, 10 V 1871).
„[Celko,] Przebyłaś czas jakiś z Bogiem i tak jak przystało dla dzieciny wieku twego” (Wiedeń, 24 V 1872).
„Data dzisiejsza, będąca dla mnie najboleśniejszą rocznicą [śmierci brata], może być nauką dla was. Jeżeli będziecie miały w życiu, moje drogie dzieci, tak ciężkie chwile, zawczasu odrywajcie się od wszystkiego, a nadzieja lepszego życia niech was ożywia. Pokochajcie cierpienie ze względu na jego wielką cenę, a obowiązek i miłość niech was prowadzą” (Wiedeń, 27 IV 1871).
„Pożegnajcie zatem z wdzięcznym uczuciem dla Stwórcy to miejsce wypoczynku i niewinnych wrażeń” (Castellammare, 10 X 1876).
„Życzyłabym widzieć was w godzinie mojej śmierci, religijnie równie dobrze usposobione jak Marynia Jeleńska” (Wiedeń, 10 IV 1871).

Towarzyszenie w rozwijaniu wiary

„[Jadwiniu,] O, zagrzeb swe biedne serce w obowiązkach, gaś w nim potrzebę kochania czegoś oprócz Boga, nie ufaj ludziom, bo w chwili, gdy duszę twą ogrzeje uczucie wiary, trącisz się boleśnie o obojętność ludzką” (Warszawa, 10 V 1875).
„Powiedziałaś dzisiaj, [Celko,] że rekolekcji pragniesz, a więc z Bogiem, daleka od ludzi pragniesz skupić swe myśli, uspokoić serce, ofiarować Bogu cierpienie, nabrać siły i walczyć dalej już silniejsza, a wtenczas Panu Jezusowi za krzyżyk dobroczynny podziękujesz może” (Rzym, 3 XII 1876).
„Co do mnie, Bogu dziękuję, że go [o. Semenenkę] umiem pojmować, że moje młode dziewczynki są szczęśliwe, gdy słowa Bożego słuchają, wtenczas, gdy tyle młodych istot goni za pustotami świata. O, ileż wdzięczności dla Boga mego w sercu czuję – coraz bardziej, coraz silniej. Ileż za to wierności Panu Jezusowi się należy! A tuż obok ile nędzy się dostrzega, bo nic o własnej sile nie możemy” (Rzym, 1 III 1877).

Wnikliwa obserwacja dzieci

„Natura niezależna Jadwini nie znosi sądu innych odnośnie do jej uczynków; buntuje się, upiera i twierdzi, że ma zawsze rację, nieraz wystawia moją cierpliwość na wielką próbę. W przyszłości będziesz musiała dużo cierpieć, bo któż może zawsze robić to, co chce, albo kto zawsze był zadowolony i pewny, że to, co robi, jest dobrze zrobione?” (Baden, 20 VII 1872).
„Ty [Jadwiniu,] będziesz zdolną do wszelkiego poświęcenia i zaparcia siebie, ale jeżeli nie ujarzmisz swego temperamentu, twoje piękne zalety zbledną” (Wiedeń, 5 VI 1871).
„Ty, droga Jadwiniu, wolisz od hałaśliwej orkiestry muzykę słodką, znaną, często powtarzaną. W przyszłości przekonasz się, jak po zmęczeniach i troskach życiowych stanie się ona dla ciebie wypoczynek dająca, nadto będzie ci podsuwała dobre myśli, dobre uczucia” (Pfarrkirchen, 24 VI 1871).
„Widzę zawsze jeszcze w Celinie brak charakteru i energii w małych rzeczach, nieraz opieszałość może chorobliwą” (Baden, 20 VII 1982).
„Chciałabym, [Celko,] abyś poznała wartość czasu. […] Nad tym więc pracować powinnaś całymi siłami, aby pokonać chętkę marnowania chwil na nieużyteczne słowa, na zatrudnienia nieprzynoszące żadnej korzyści, a szczególnie gdy miłość własna schlebiać ci zacznie i zdawać ci się będzie, że spełniasz obowiązki” (Wiedeń, 10 V 1871).
„W godzinach smutnych, jakie Celinka będzie musiała przechodzić w swoim życiu, rodzina, przyjaciele, a czasem nawet rozrywki niewinne ulgę przyniosą twemu cierpieniu” (Pfarrkirchen, 15 VII 1871).

Uczenie właściwej postawy życiowej

„Niech jedyną ambicją godną naszych wytrwałych wysiłków będzie poznać samą siebie, aby pracować dla większego w dobrym postępu” (Pfarrkirchen, 3 VII 1871).
„Musimy się zmuszać do pracy pomimo całej odrazy, jaką odczuwamy, by zwyciężać nasze skłonności do dolce far niente[7]. Rzadko kiedy ten wysiłek nie odsuwa nas od marzeń szkodliwych albo bólów przesadzonych, za którymi nasze serce i nasz umysł tęsknią” (Pfarrkirchen, 18 VII 1871).
„W dzieciństwie dziecko wierzy, że posłusznym być powinno, w późniejszym wieku, zostawione bardziej sobie, nadużywa pozwolenia swobody” (Castellammare, 29 VII 1876).
„W dzieciach moich chciałabym widzieć silną wolę, zachętę niezmordowaną do wszelkiej pracy niosącej dobrą korzyść. Zresztą, życzyłabym, abyście wesołym okiem i usposobieniem pełnym nadziei jak najdłużej na życie patrzyły” (Pfarrkirchen, 12 VIII 1871).
„Dzieci moje, nie smućcie się i nie zniechęcajcie, jeśli świat o was zapomni, będzie lekceważyć albo nie oceni poniesionych ofiar, wyświadczonych przez was z uprzejmości i grzeczności” (Pfarrkirchen, 3 VII 1871).
„W tych [moich] uczuciach mieszczę życzenia, abyście wzrastały w cnotach i chęci stania się użytecznymi na świecie podczas całego życia waszego” (Wiedeń, 31 XII 1871).
„[Celko,] Ocenisz [u sióstr Sacre Coeur] wartość czasu więcej niż w domu, nabierzesz z pomocą Bożą tego przekonania, że każdą chwilę życia użytecznie należy spędzić, że wytrwałość w pracy doprowadza do zbawiennego końca” (Pfarrkirchen, 12 VII 1871).
„Odmawiałam [służącej] nieraz przyjemności usługiwania wam, abyście nie przywykały do rozkazywania i do wygód, których czujemy brak wielki, gdy nie zawsze mieć je możemy” (Baden, 31 V 1872).

Pobudzanie do miłości bliźniego

„Jakże chciałabym, żebyście zawsze były pobłażające dla drugich, a przed osądzaniem bliźniego głośno dobrze pomyślały, czy zasługuje ta osoba na sąd surowy? Nie możemy nigdy wiedzieć, jak postąpiłybyśmy w takim wydarzeniu, tyle okoliczności nam nieznanych zmuszają może do takiego postępku. Zważcie też różnicę charakterów, która istnieje między ludźmi; osoba, którą w tej chwili surowo sądzisz, wypełniałaby może daleko sumienniej obowiązki twoje, a ty ganisz jej postępowanie, nie obrachowawszy swoich czynności” (Wiedeń, 1 V 1871).
„Ja mojej matki nigdy nie sądziłam. Tyle trudów ona dla mnie poniosła i zawsze dobrze chciała, a choćby się pomyliła kiedy, zdaje się, chciałabym ukryć przed nią, że się pomyliła” (18 IX 1881)[8].
„Dzieci są pod wrażeniem nędzy biednych, których odwiedzały” (Rzym, 11 XI 1876).
„[Celko,] Ilość twych sukienek wzbogaciłaby niejedną dziewczynkę, która pojmując, że matka krwawą pracą grosz zarabia, zadowala się dwiema sukienkami. Gdy ci Bóg dał dostatnich rodziców, właściwiej zwrócić myśl twoją do nieszczęśliwych, gdy uczucie próżności górę bierze; znajdziesz zadowolenie wewnętrzne, gdy tę skłonność przezwyciężysz, a dając ubogiemu, miłą ci się stanie owa stara sukienka, na którą narzekasz” (Wiedeń, 4 VI 1871).

Towarzyszenie dzieciom radą

„Tak wiele wam życzę szczęścia, tak szczerze chciałabym odwrócić od was utrapienia, przez które sama przeszłam, ale ponieważ w ręku Boga przyszłość wasza, nie wiem, co wam, drogie dziatki, przeznaczone. Chciałabym przynajmniej radami wam dopomóc, spostrzeżenia, które czynić będę, patrząc na wasze czynności, a znając i przeczuwając każdą myśl waszą, może wam posłużą do uniknięcia złego i do pohamowania złych skłonności. Gdy nie będę już z wami, cenniejsze się staną dla was moje życzenia, pobłażliwszymi będziecie na moje wymagania, które, jakkolwiek nieraz przykre i często powtarzane, jedną miały tylko pobudkę – dobro i szczęście wasze” (Wiedeń, 27 III 1871).
„Nigdy nie będę wam dość zalecać milczenia i refleksji, nim komu zaufacie, nawet najbliższym” (Pfarrkirchen, 3 VII 1871).
„Zanim kogoś bliżej poznacie, a na nieszczęście zawód was spotka, rozważcie sobie, że każdy człowiek ma swoje miejsce w świecie przeznaczone i w końcu będzie i on ceniony w kółku, które mu odpowiadać będzie” (Pfarrkirchen, 3 VII 1871).
„Życzę ci, [Jadwiniu,] abyś za pomocą łaski Bożej zdobyła przekonania silne, niechwiejące się, udoskonalając je na modlitwie i przez doświadczenie” (Wiedeń, 5 III 1871).

Umiejętność strofowania

  „Niepostrzeżenie nabieramy nałogu kłamstwa, gdy w małych rzeczach przyzwyczajamy się do mówienia nieprawdy lub do przesadzania w opowiadaniu. Czy nie dosyć jest już przykrym, że nie zawsze na świecie otwartą i szczerą być można?” (Wiedeń, 31 XII 1871).
„A ty, droga Jadwiniu, pracuj stale, ażeby pozbywać się wad twoich, które nie płyną ze złej skłonności serca, tylko z twego temperamentu zbyt żywego i często poruszonego. Te małe wybuchy czynią cię niemiłą dla otoczenia i psują wszystko, co twoja bogata natura mogłaby zdziałać” (Wiedeń, 5 VI 1871).

Zauważanie dobra w dzieciach

„Tańczyłaś, byłaś ładna jak anioł [Celko]. […] Twój występ na wieczorku u hr. Łubieńskiej był ukoronowany sukcesem” (Warszawa, IV 1875).
„A ty, Jadwiniu, pozbywasz się przy mamie coraz więcej niepotrzebnych humorów i kaprysów” (Wiedeń, 31 XII 1871).
„Bóg dobry, że Celka silniejsza, weselsza, a zawsze dobre dziecko” (Rzym, 13 XI 1876).
„Postępowanie pełne serca i rozumu Celki” (Rzym, 24 XII 1876).
„Miesiąc upłynął, a już tak znaczną zmianę w usposobieniu twoim widzę [Celko]. Czujesz się daleko szczęśliwszą w klasztorze. Już łez nie widzę w twych oczach, gdy cię żegnam. Wszystko ci się podoba, daleko więcej obiady chwalisz, które dawniej ganiłaś. Znosisz nawet chłód w dortuarach i nieprzyjaźń koleżanek. Miłą ci jest pochwała przełożonej, nauczycielek. Bawią cię figle dzieci, a nade wszystko zdrową jesteś pomimo przeciągów i przechodzenia z ciepłego pokoju do zimnego. Może ci dopomogłam trafnością moją z przełożoną Sacre Coeur, aby małe przykrości moralne, które z początku doznawałaś, usunięte były, a nade wszystko Bóg cię tam widocznie wspiera, uspokajając mnie, że za Jego wolą i natchnieniem działałam” (Wiedeń, 15 XI 1871).
„Ileż radości dajesz mi odczuwać, moja droga Celinko, ileż zmian szczęśliwych spostrzegam w twoim charakterze; i wydaje mi się czasami, że staniesz się moją najbliższą przyjaciółką. Wierzę, że w twoim wieku jak się doszło już raz do odróżnienia dobra od złego, już się nie zmieniamy. […] W tej chwili nie kryję tego, jestem zadowolona z ciebie” (Wiedeń, 12 II 1872).

Troska o dobre wybory w życiu dzieci

„Celko droga, wzdychasz do kraju, do swoich; obym już prędzej ci to dać mogła! Ale czy będziesz szczęśliwą? Czy nie goni myśl twoja zawsze za czymś? Czułość twoja czy trafnie spocznie kiedyś na towarzyszu życia, któremu Bóg ciebie przeznacza?” (Castellammare, 7 VII 1876).
„[Celko,] Szczęśliwa będziesz, jeżeli znajdziesz kiedyś człowieka, który decydować będzie za ciebie i któremu ty ślepo będziesz wierzyć – oby tylko był godny wiary, jaką w nim położysz” (Baden, 20 VII 1872).
„Obyś swą czułość uspokoiła, [Celko droga,] a uspokoisz ją tylko, gdy pokochasz wolę Pana Boga. Wiele widzę między mną a tobą podobieństwa – i dlatego chciałabym, żebyś jak najprędzej doszła stanu duszy mojej w tej chwili. Chciałabym wytrwać w chęci pokochania woli Bożej. Dzisiejsze małe niezdrowie twoje nasuwa mi te myśli, bo bardziej rozdrażnioną jesteś, a taki mi żal ciebie, gdy patrzę łzy twoje!” (Castellamare, 7 VII 1876).
„Chciałabym w przyszłość waszą spojrzeć. […] Ileż ciągle pracuję np. aby nadać dzieciom moim ochotę do porządku i do dbania i pamiętania o rzeczach waszych” (Wiedeń, 20 VI 1871).
„Wszystko mi się wydaje mało znaczące w porównaniu do postępu moralnego, jaki spostrzegam w mojej drogiej córce” (Wiedeń, 12 II 1872).

Modlitwa za dzieci

 „Rada bym w takich chwilach cichej modlitwy, cenniejszej ponad wszelką uciechę ziemską, prosić dla was obu o święte natchnienia Boże na wszystkie trudne momenty życia waszego, a wtedy jakże spokojnie mogłabym umrzeć!” (Wiedeń, 23 IV 1871).
„Matko Boża! Dopomóż mi i dzieciom moim, abyśmy to czyniły, co dobre i prawdziwie potrzebne dla dusz naszych” (Rzym, 2 XI 1876).
„Boże, ulżyj cierpieniu, pozwól mi cierpieć na jej [Celki] miejsce!” (Rzym, 11 XI 1876).
„Daj Boże, żeby siły służyły Celce mojej” (Rzym, 13 XI 1876).
„O Boże! Pozwól mi cierpieć, ześlij na mnie wszelkie zło, uwolnij dzieci moje od chorób albo daj mi siły” (Rzym, 25 XI 1876).

Przykład i oddziaływanie matki

„Widzę, że mało cierpieć umiem, za mało z siebie ofiary czynię. Czas mija, a ja z siebie przykład wam dać muszę. Chciałabym coraz więcej stać się godną łask Bożych, aby Opatrzność przez moje pośrednictwo waszymi krokami kierowała, a wtenczas z czystym i spokojnym sumieniem doznałabym błogiego spokoju o jutro wasze” (Wiedeń, 31 XII 1871).
„Wszystko, co dotąd pisałam, tchnie wielką miłością własną, zajęciem się sobą. Myślałam, że dla was pisałam, moje dzieci, jednak nie zawsze ten cel tylko miałam na względzie; cierpienia i walki brałam po ludzku. Czas otrząść się z uczuć niewłaściwych, gdy Pan Bóg tak widocznie każe mi o sobie zapomnieć, w cierpieniach chwalić Go, a przez to żyć dla Niego tylko” (Castellamare, 4 VII 1876).
„Troszczymy się tak bardzo o wszystko w życiu naszym, zapominamy, że Opatrzność nad nami czuwa. Brak nam ufności w litość i miłosierdzie Pana – tak widocznie strzeże nas od złego; wszak nic sami nie możemy. Czuję to często, ale chciałabym jeszcze lepiej zrozumieć. Mój niepokój rodzi także w was uczucie, podwójnie zatem powinna bym nad sobą pracować” (27 XI 1876).
„Ty, drogie dziecko, [Jadwiniu,] możesz dojść do wielkich rezultatów, jeżeli wytrwale będziesz prowadzić walkę ze sobą. Ażeby cię zachęcić jeszcze bardziej do tej pracy nad sobą, wyznam ci, że i ja w życiu moim musiałam bardzo walczyć z tą słabością, a za każdym razem, gdy zwyciężyłam, poczułam się bardzo szczęśliwą” (Wiedeń, 5 VI 1871).
„Matko Boża! Pozwól, abym czując, że tak być powinno, sama przykład tego dać mogła; wstaw się za nami do Syna Twego” (Rzym, 3 I 1877).

Świadomość trudności w wychowywaniu

„Boże! Daj siły, daj zrozumienie, co mojej dziecinie potrzebne” (Castellammare, 10 VII 1876).
„Często, gdy mi się zdaje, iż zupełnie dobrze czynię i obowiązki matki i sumienia względem dzieci wypełniam, zwątpienie do duszy wstępuje z powodu przeciwności, które napotykam” (Wiedeń, 29 IX 1871).
„Co chwilę widzimy rodziców, zostawiających dziatwę na opiece obcej, egoistycznie tylko o siebie dbających” (Pfarrkirchen, 25 VI 1871).
„Żałuję nieraz, żem otwarta z dziećmi. Rodzi to pewność sądu, potrzebę mieszania się do każdej sprawy. Umysły wasze młode zbyt zajęte bywają drobnostkami życia; wyradza się chęć wiadomości o wszystkim, zanika wtenczas spokój tak pożyteczny, który pracą nie gardzi, a ona zastępuje nieraz ciekawość szkodliwą” (Rzym, 7 XII 1876).

Przekreślanie własnych uczuć macierzyńskich

 „Może się nie domyślasz nawet, moja Celko, ile walk z sobą toczę na myśl rozstania się z tobą. Jak ciężko jest matce oddać w obce ręce dziecko, a jednak myśl, że może ktoś trafniej na twój charakter podziała, że większe wrażenie przykład i napomnienia obcych na tobie uczynią – zresztą, że uczyć się będziesz z większą korzyścią – te wszystkie uwagi zdecydowały mnie umieścić ciebie w Sacre Coeur wiedeńskim. […] Żal mi nieraz egoistycznie tych miesięcy, a może i dwóch lat, które spędzisz daleko ode mnie. Czynię tę ofiarę dla twego dobra” (Pfarrkirchen, 12 VII 1871).
„Ileż walk doznaję przed rozstaniem się z tobą, [Celko,] moje dziecko! Jakże silną być powinnam, aby głos rozumu przygłuszył bicie serca! Zdaje mi się co chwilę, że może zły instynkt mną kieruje, że powinnaś pozostać przy mnie, a jednak przypomnisz sobie kiedyś, jak mało miałam mocy charakteru, gdy najczęściej czyniłaś to, co ci się podobało, a nie to, co czułaś, że matka [sobie] życzy” (Wiedeń, 8 X 1871).
„Tęskno mi bez mego dziecka” (Rzym, 10 XII 1876).
„Niepokoję się o nią [o Celkę]; zdaje mi się, że przy mnie jej najlepiej, że mi dni kradną jej u mnie pobytu. Zapominam, że ona z Bogiem przebywa i że niejedną z tych tajemnic miłości ku Panu Jezusowi ta samotność jej odkryje” (Rzym, 11 XII 1876).
„Nadmiar gorliwości w matce budzi czasami w dziecku egoizm” (Warszawa, 20 III 1875).

Miłość do rodziny

„Myśl moja ulatuje co chwilę do Laskowicz. Chciałabym tę drogą dziatwę uścisnąć, chciałabym być dla nich więcej niż ciotką. Ojca im nie zastąpię, ale niech czują, że kochając go tak silnie, cóż mi droższego być może, jak to, co on z taką boleścią żegnał?” (Wiedeń, 31 XII 1871).

wybór i opracowanie: s. Elżbieta Maria Płońska CR

[1] Celina Borzęcka, Pamiętnik dla Córek, Rzym 1994, pisany w Wiedniu, Pfarrkirchen, Baden, Laskowiczach, Warszawie, Wilnie, Rakowie, Castellammare, Rzymie, Lourdes – od 27 III 1871 r. do 25 VII 1877 r. Wszystkie cytaty pochodzą z tego źródła, chyba że zaznaczono inaczej.
[2] W: Teresa Kalkstein CR, Sługa Boża matka Celina Borzęcka, Rzym 1950, s. 14.
[3] Celina Borzęcka, Przejścia wewnętrzne, Rzym 1876, s. 14.
[4] W: Teresa Kalkstein CR, Sługa Boża…, s. 19.
[5] Tamże, s. 48.
[6] Tamże, s. 31.
[7] „Słodkie nicnierobienie”.
[8] Celina Borzęcka, Przejścia…, s. 16.